hana
Pogoda naprawdę mogłaby się kurwa zdecydować. Raz zimno, raz ciepło. Raz śnieg, a raz błoto po same kostki, bo śnieg zdążył się stopić i pokazać ilu właścicieli psów po swoich pupilach nie sprząta. Dzisiaj było szaro i nieciekawie, co chwila kropiło, a to było chyba najgorsza rzecz jaka może się zdarzyć, kiedy kupisz sobie dochujapana kurtkę bez kaptura i musisz wychodzić w czapce, która i tak przemoknie ci w trzy minuty po wyjściu z domu. Jego babcia mruknęła coś o mleku i oleju na odchodnym, oglądając Jaka to melodia? (babcia, ale wiesz, że to jest wszystko nagrywane wcześniej i tak naprawdę te wszystkie gwiazdy nie przyjeżdżają codziennie, żeby zaśpiewać w jakimś obskurnym programiku dla seniorów, no nie?). Noe przytaknął na potwierdzenie, iż zrozumiał, co ma kupić wracając do domu, włożył buty i już po chwili opuszczał Foczą, kierując się w stronę ruin starego sanatorium. Zahaczył na chwilę o Żabkę, żeby dokupić swój zapas fajek, który niebezpiecznie się kończył, dokładając do tego puszkę Pepsi (bogactwo przy tych wszystkich nowych podatkach cukrowych i tak dalej).
Przy wychodzeniu ze sklepu spojrzał jeszcze na telefon czy nie przyszły do niego jakieś nowe wiadomości, ale nie wyświetliło mu się nic oprócz kilku poprzednich smsów od Inny. Napisał jej szybko, że już wyszedł z domu i będzie za kilkanaście minut na miejscu. Stare sanatorium było ustronne i rzadko pojawiał się tam ktoś inny, oprócz młodzieży i elementu społecznego (zwykle dość niezbyt niebezpiecznych gości, od których waliło tanim winiaczem i jeszcze tańszymi fajkami, proszących o parę złotych, szefie). Nie było też ono nawiedzone, pomimo paru plotek i opowieściach o zapalonych w pokojach światłach i duchach pensjonariuszy, którzy mieli się przechodzić korytarzami drugiego piętra.
Noe prześlizgnął się przez bramkę i dotarł do schodów prowadzących do wejścia. Wszedł pod daszek i ogarniając ulicę, wyjął papierosy, uderzył parę razy dnem paczki o otwartą dłoń, a potem wyjął jednego i zapalił, zaciągając się porządnie, a potem wypuszczając dym z ust.