|
DOMEK NA FOCZEJ 0 0 Znów popłynę na morze kąpać się z gwiazdami, Znów popłynę na morze, spotkam z kolegami. Admin DOMEK NA FOCZEJ 0 0 Znów popłynę na morze kąpać się z gwiazdami, Znów popłynę na morze, spotkam z kolegami. | Społem Pan tu nie stał! Kultowy tekst pasuje do tak kultowego sklepu, co nie? Tylko że teraz w tym całym Społem to trochę... Bieda. Wiecznie długie kolejki, bo paniom kasjerkom ewidentnie nigdzie się nie spieszy, wiecznie wybrudzona podłoga, produkty bywają przeterminowane, ale z drugiej strony... No jakiś taki urok ma ten sklep, nawet jeśli cena za makaron jest dwa razy wyższa niż w Biedronce. No i Społem ma też swojego pana Grzesia. Pan Grześ, czyli baaaardzo kulturalny pan, który liczy, że ludzi dobrej woli jest więcej, i coś mu skapnie z zakupów innych (a jak ma skapnąć, to szczególnie alkohol, nie?).
Dla chętnych: Rzuć kostką, jak tylko opuścisz sklep z siatami zakupów. Jeżeli wypadnie liczba parzysta, zjawi się u Twojego boku wyżej wspomniany pan Grześ, z którym możesz uciąć sobie pogawędkę przy papierosku (oczywiście Twoim, bo Grześ swoich nie ma) i dowiedzieć się, czego chce tym razem, a jeżeli nieparzysta, to... no cóż, dzisiaj postanowił nie zawracać gitary, więc możesz spokojnie wracać do domu. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 24 183 I'm in my bed And you're not here DOMEK NA FOCZEJ 24 183 I'm in my bed And you're not here | #2 Miałem dzisiaj ambitny plan. Ostatnio odkryłem w sobie jakieś pokłady umiejętności kulinarnych i stwierdziłem że teraz to jest ta dziedzina w której chcę się szkolić, dlatego wygooglowałem jakiś przepis na włoskie nadziewane gnocchi, ale że w lodówce nie znalazłem nic konkretnego to czekała mnie jeszcze wycieczka do sklepu. W sumie to nie wiem, chyba to gotowanie to był taki odpowiednik mojego podróżowania, za którym zresztą tak cholernie tęsknię, ale zdrowie ojca było trochę ważniejsze aktualnie. Tak czy siak - szybkim krokiem udałem się do Społem bo po prostu był najbliżej, mimo że wiedziałem że tam ceny to są takie trochę, no, z kosmosu. Kręciłem się chwilę po środku, ale wreszcie się zatrzymałem przy lodówkach i szukałem wzrokiem ricotty, ale w zamian za to zobaczyłem coś innego. Znaczy kogoś. Chociaż w sumie to nie wiedziałem czy dobrze widziałem, dlatego złapałem za pierwszy lepszy produkt i go sobie podniosłem do twarzy, pilnie lustrując skład (tak jakby cokolwiek mi to mówiło lol). Ale dzięki temu mogłem podnieść wyżej wzrok i no Paula, jak nic. Paula stała kawałek, chociaż ja zamiast dziewczyny to widziałem jej cycki przed oczami. I nie chodzi mi o to, że zimą była ubrana tak że je widziałem teraz, ale zdjęcie które pokazał mi Antek WE WRZEŚNIU dalej żyło rent free w mojej głowie. Znaczy dalej wkurwiony byłem tym, że nie dość że Czekalski mi to pokazał (i nie wiadomo komu jeszcze w ogóle, frajer jeden), to jeszcze że Paula wysyłała takie foty jemu, a nie mi innym, będąc przecież tak szczęśliwie zaręczona. I ogólnie nie powinienem tego robić, ale chuj, przyaktorzyłem trochę i idąc na pewniaka sobie naprzód, przechodziłem obok dziewczyny, trzymając ciągle Almette w łapie i udając że widzę ją po raz pierwszy dopiero, wpadając na nią delikatnie - Paula? - rzuciłem z zaskoczeniem - Nie wiedziałem że jesteś w Selkiewie - nie wiem jak miałbym się dowiedzieć, skoro nie gadamy od trzech miechów, ale ok. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 24 177 whatever i can do to get my mind off you Admin DOMEK NA FOCZEJ 24 177 whatever i can do to get my mind off you | Ależ było się ciężko do tej wsi z powrotem przyzwyczaić! Te ulice jakieś takie małe, krzywe, pełne ubytków, Wieśków pod sklepami... blech, dziwnie się czułam, będąc tutaj znów, zresztą już jakiś trzeci raz w przeciągu kilku ostatnich miesięcy, gdzie tak częstych odwiedzin mamy raczej nie miałam w zwyczaju. Tym razem miałam, niestety, wrażenie, że zagrzeję tutaj miejsce nieco dłużej... wiecznie puste mieszkanie w Gdańsku powoli zaczynało mnie dobijać. Kostek był stale w trasie, gdzie o zasięg trzeba było się modlić do Posejdona, i to nie tak, że miałam do niego pretensje, bo przecież wchodziłam w ten związek doskonale przekonana o tym, jaki zawód wykonuje, tylko... zaczynałam się powoli czuć tam obco. Owszem, możliwości pracy było więcej i miasto zdecydowanie nie przypominało ponurego Selkiewa, ale... to nie było to, czego obecnie potrzebowałam. A główniej chodziło tutaj o spokój, ciszę i trochę czasu na przemyślenie, czy dobrze zrobiłam, zgadzając się na zaręczyny Kostka. Spokój ten raz na jakiś czas zakłócany był, rzecz jasna, przez mamę, która prosiła mnie o pomoc w układaniu grafików dziewczyn w salonie, czasem o podjechanie po jakieś kosmetyki do profesjonalnej stylizacji włosów, a czasem też... o podrzucenie pani Wiesi ze Społema portfela, który zostawiła w salonie. Eh, mamo, tylko dlatego, że mieszkam pod Twoim dachem, pozwolę z siebie zrobić RAZ dziewczynkę na posyłki, zrozumiano?Sprawę załatwiam szybko i konkretnie, uśmiechając się sztucznie do pani Wiesławy, a kiedy na ostatniej prostej kieruję się już do wyjścia ze sklepu, notabene nie patrząc przed siebie, tylko klasycznie w telefon, wpadam nagle na jakiegoś osobnika, przez co telefon prawie ląduje na twardej posadzce, a ja z rozdziawioną gębą, która ma ochotę zbesztać tego kogoś i zrównać z ziemią, orientuję się, że to nie kto inny jak... - Maciek - wypowiadam jego imię nadzwyczaj łagodnie jak na to, że mój telefon prawie stracił życie - hej - witam się, poprawiając kołnierz kurtki i chowając aparat do kieszeni. Tak samo robię z rękami. - Tak, wróciłam na Święta - kiwam powoli głową, trochę unikając kontaktu wzrokowego, bo dalej niekomfortowo czuję się po naszej ostatniej rozmowie, w której Kochanowski odmówił bycia świadkiem na moim ślubie - no i zostałam na trochę dłużej - dodaję jeszcze, zdając sobie sprawę, że Święta to jakieś niecałe dwa tygodnie temu były, a ja nadal w Selkiewie, sooo. I tak, uciekając wzrokiem od jego twarzy, wbijam spojrzenie w serek, który trzyma w garści. - Wykwintna kolacja się szykuje? - ciekawe dla kogo zagajam, chcąc mu lekko dopiec, bo jak przygotowuje jakiejś dziewczynie kanapkę z Almette, to tak trochę słabo, ale ok, staram się nie oceniać. - U taty wszystko dobrze? - pytam jeszcze, tym razem decydując się minimalny na kontakt wzrokowy, bo rozmawiamy o rzeczy na tyle ważnej, że nie mam zamiaru wbijać go w podłogę, a że sporo na wsi gadali o stanie zdrowotnym starszego Kochanowskiego, muszę dla swojego spokoju ducha zapytać. - Miałam napisać i spytać wcześniej, ale... jakoś nie było mi po drodze - tłumaczę się głupkowato, choć w sumie, to nie wiem po co, skoro chyba już się nie przyjaźnimy, nie? CHYBA, bo jak na moje oko, to przyjaciele sobie pomagają, tak? A jeżeli Maciek nie chce tego zrobić, to chyba sprawa jest jasna jak słońce. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 24 183 I'm in my bed And you're not here DOMEK NA FOCZEJ 24 183 I'm in my bed And you're not here | Na święta? Oczywiście, że przez moją głowę od razu przeleciała myśl, że cóż, od świąt już trochę minęło, ja już dawno zapomniałem o tych wszystkich resztkach jedzenia, dlatego argument przyjechania na same święta był invalid. Znaczy, potem niby dopowiedziała że została na dłużej ale trochę mnie to zaintrygowało. Byłem święcie przekonany, że młode narzeczeństwa to chcą chyba spędzać ze sobą jak najwięcej czasu, a nie mieszkać dalej osobno, z własnymi rodzicami w rodzinnej miejscowości, co nie? Czy to były te słynne troubles in paradise? - Kostek też przyjechał? - to chyba naturalne pytanie, prawda? Tak czy siak, pomimo spin dalej uważałem nas wszystkich za przyjaciół i nie chciałem wahać się przed każdym pytaniem. - Och, jak najbardziej, w końcu nie mogę ugościć kobiety inaczej - zaśmiałem się nawet cicho, przenosząc wzrok na to nieszczęsne Almette. Czekaj, co? Sam nawet na ułamek sekundy zmarszczyłem brwi bo nie wiedziałem o jakiej kobiecie ja zacząłem gadać, nie byłem nawet przecież z nikim umówiony. - A tak poważnie to nie mogę znaleźć niczego czym mógłbyś nadziać gnocchi, myślałem żeby to upchnąć tam, myślisz że się zorientuje? - KTO, MACIEK, KTO SIĘ ZORIENTUJE? Czy ja naprawdę zamierzałem udawać, nie wiem, związek z kimś i sprawdzić czy Paula pokaże jakikolwiek znak zazdrości? O wow, po tym nie da się niżej upaść. Dobrze, że mogę za moment zająć myśli czymś innym, chociaż temat średnio przyjemny, jeśli mam być szczery - No wiesz, bywało lepiej, bywało gorzej - wzruszyłem ramionami i w porównaniu do niej, ja nie spuszczałem z niej wzroku od początku spotkania - Zastanawiam się czy nie przenieść go do Bursztynu, ale tam dostać miejsce teraz to... Ciężko - nie żebym chciał ojca wyrzucić do uzdrowiska jako problem, ale może stała opieka pielęgniarki i lekarzy sprawi, że szybciej wróci do siebie? Tak czy siak, byliśmy 23 w kolejce, więc jeszcze trochę sobie poczekamy - No właśnie nie do końca wiem czemu ci było nie po drodze - czułem, że tym zdaniem zrzucam prawdopodobnie bombę, ale szczerze? Nie uważałem, żebym zrobił coś złego. Tak, odmówiłem bycia świadkiem na jej ślubie ale ja miałem POWODY. Które je zresztą podałem, doskonale wiedziała że dla mnie podpisanie jakiegoś świstka papieru nie sprawia nagle, że dopiero wtedy staje się ktoś prawdziwą parą, czy tam nie wiem, miłość się ukazuje. To nie tak działa. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 24 177 whatever i can do to get my mind off you Admin DOMEK NA FOCZEJ 24 177 whatever i can do to get my mind off you | Kostek też przyjechał?, pytanie dudni mi w uszach, póki nie wznowię kontaktu wzrokowego z Maćkiem, który i tak przychodzi mi z ogromnym trudem, bo nie dość, że sytuacja między nami nie jest taka klarowna, jakby się mogło na pierwszy rzut oka wydawać, to jeszcze pyta mnie o osobnika, za sprawą którego poniekąd się ostatnio posprzeczaliśmy i jakby... nie mam wcale ochoty odpowiadać na to pytanie, ale też nie chcę na siłę toczyć sporu o NIC, który nigdy nawet nie powinien mieć miejsca. - Nie, Kostek został... w sensie, jest w trasie, więc nie mógł przyjechać ze mną - uściślam, żeby nie było niedomówień, bo, owszem, na mój wniosek robiliśmy sobie mini-mini przerwę, na którą akurat nałożył się jego wyjazd, ale... Maciek wcale nie musi znać jej szczegółów, prawda? Nie daj Bóg prawda dałaby mu jeszcze jakąś chorą satysfakcję, a tego zdecydowanie nie chcemy. Znaczy, ja nie chcę. Czuję, jak moje brwi same mimowolnie wyrywają się ku górze, kiedy wspomina coś o kolacji z kobietą i... szczerze, nie spodziewam się tego w ogóle, w pierwszej kolejności. Oczywiście, że ciekawi mnie, kto to, skąd jest, gdzie się poznali, ile się znają, że na randkę zaprasza ją do siebie, ale... gryzę się dosyć boleśnie w język, starając się nie nadużywać mojego statusu przyjaciela, który i tak wisi już na cieniutkim włosku. - Czyli to randka? - no i chuj, to by było na tyle z tych moich pozorów. - To zależy, czym ją w międzyczasie zajmiesz - odpowiadam zgodnie z prawdą, a tak naprawdę w środku skręca mnie, w sumie to nie wiem, z czego, ale widok Maćka z panną jest dla mnie tak niecodzienny, że czuję, jakbym dosłownie traciła znajomego na rzecz jego wejścia w nowy związek, już nawet nie wspominając o tym, że od jakiegoś czasu z własnej woli nie rozmawialiśmy. Po prostu... przez większość liceum byliśmy dla siebie zawsze. Ja, mimo chodzenia z Antkiem, zawsze potrafiłam znaleźć dla Maćka czas, on dla mnie również. Teraz spotkanie między półkami i wypytywanie nawzajem o swoje drugie połówki wydawało się dla mnie takie... trywialne. A zarazem dziwne. Ze skupieniem słucham, jak mówi o swoim ojcu, ze zrozumieniem kiwając głową. - Mogę pomóc - wyrywam się do odpowiedzi niemal od razu - z tym Bursztynem. Tata ma tam sporo znajomości, więc... jeżeli byś tylko się zdecydował, to myślę, że nie będzie większego problemu - podsuwam, bo rzeczywiście Marek Czarnecki miał wtyki wszędzie. Znając życie, gdyby Kochanowscy wymyślili sobie jakieś leczenie, nie wiem, w klinice w Detroit, tam pewnie też by kogoś znał. Taki obieżyświat był z niego. Nagle, z dość miłej i poprawnej gadki, Maciek funduje mi przyparcie do muru i prostolinijne zapytanie, dlaczego się nie odzywałam, mimo że powinien mieć chyba świadomość tego, co jest głównym powodem mojego milczenia. Głęboko wzdycham, wywracając oczami. - Nie wiem, myślałam, że to jasne, że skoro nie chcesz być świadkiem na naszym ślubie, to nie pochwalasz mojego wyboru, a skoro nie pochwalasz moich wyborów, to... to nie wiem, czy jest coś, o czym możemy rozmawiać, bo... niedługo ten ślub zdefiniuje absolutnie wszystko w moim życiu - wzruszam ramionami, zaciskając dłoń mocniej na telefonie w kieszeni, bo zaczynam zastanawiać się, czy tak w ogóle powinno być. Czy ten ślub powinien mnie jako kobietę definiować? I czy ja powinnam odrażać się na wszystkich, którzy nie wierzyli, że nam się powiedzie? - Bo... rozumiem, że nagle przez te trzy miesiące zdania nie zmieniłeś, prawda? - wsadzam kij w mrowisko, szukając powodu, dla którego jednak stale możemy się przyjaźnić, zagryzając policzek od wewnętrznej strony i wbijając w bruneta intensywne spojrzenie, od którego nawet serek Almette może z ręki wypaść. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 24 183 I'm in my bed And you're not here DOMEK NA FOCZEJ 24 183 I'm in my bed And you're not here | Zmarszczyłem czoło, słysząc że Kostka tu nie ma bo szczerze mówiąc - nie takiej odpowiedzi się chyba spodziewałem - Ja to myślałem, że na początku narzeczeństwa to nie wiem, z łóżka się nie wyłazi czy coś, a tu takie poważne rozłąki - rzuciłem takim pół-żartem, pół-serio bo w sumie to tylko wiedziałem o tym wszystkim z filmów romantycznych, które owszem - przyznaję się bez wstydu! - pożerałem w aż niezdrowych ilościach. - Nie no, żartuję, przecież wy się już tyle znacie że to tylko naturalny kolejny etap, co nie? - dodałem, próbując nie brzmieć przy tym niezwykle zgryźliwie, ale jak mi poszło to już tylko Paula może ocenić. Bo przecież to byli tacy przyjaciele, że umówmy się - u nich to na bank musiała wlecieć jakaś rutyna i nawet bez ślubu pewnie zachowywali się jak takie stare małżeństwo. Ona prała mu gacie, a on rozrzucał wszędzie skarpetki, a ich najbardziej ekscytującym wydarzeniem było wyjście do znajomych na granie w planszówki. No ale myliłem się? Na bank nie. Rozciągnąłem usta w szerokim uśmiechu, ukrywając tym samym moje własne zakłopotanie, uporczywie szukając w głowie dziewczyny, którą mógłbym poprosić o pomoc w tym całym "randkowaniu". Ale szczerze mówiąc nie myślałem jakoś wyjątkowo długo bo przecież Laura mi pomoże, co nie? Jak ją poproszę? Doda się zdjęcie na insta z randki i nie wyjdę wtedy na idiotę, który kłamie że na takowe chodzi, chociaż od dobrych paru miesięcy nie miał żadnej bliższej relacji z kobietą. Czaicie? Jakoś od tamtego dnia kiedy Paula spytała się mnie czy będę świadkiem na jej ślubie to mi się odechciało tego całego randkowania bo zapomniałem że w moim wieku to chyba już serio ludzie chcą się ustatkowywać? No a ja sobie tego kompletnie nie wyobrażałem i dlatego miałem tą taką dziwną blokadę. - Och, no wiesz, czym ją zajmę to ja nie wiem... Wypada to tak w Społem o tym gadać? - zaruszałem śmiesznie brwiami, rozglądając się po tym konspiracyjnie, czy aby nikogo w pobliżu nie ma, a następnie nachyliłem się na nią, chuchając jej pewnie na twarz - Będziemy, uwaga... Tylko, żeby nikt nie usłyszał, bo mogą się zgorszyć... Pewnie leżeć na kanapie i... Robić konkurs kto zmieści więcej pianek w buzi - wyprostowałem się dumny, bo w mojej głowie to ja zrobiłem najlepszego pranka na świecie w tym momencie. Machnąłem ręką, słysząc o Bursztynie bo mimo wszystko jakoś... Ciągle miałem do niej uraz za te całe oświadczyny i żadnej pomocy nie chciałem od niej przyjmować - Nie no, luz, jakoś się ogarnie pewnie - mruknąłem, siląc się na lekki ton głosu. Zresztą też nie chciałem zrzucać na nią swoich problemów; bądź co bądź, byłem dorosłym facetem i powinienem sobie z nimi sam radzić. Przecież Paula nie może mi pomagać przez całe życie, zaraz ślub, gromadka dzieci, domek na obrzeżach, pies w ogródku, takie sprawy, nie będzie już miejsca na Maćka, który wiecznie pożycza kasę i o tym zapomina. Ale potem, te jej ostatnie słowa to przysięgam że mnie kompletnie rozjebały. - Czekaj, ty tak na poważnie? - zacisnąłem na moment mocniej szczękę, kręcąc głową w niedowierzaniu - Aha, czyli jeśli nie zgadzam się z tobą w JEDNEJ rzeczy to już skreślamy całą naszą przyjaźń? Dwadzieścia lat można wyjebać bo - i teraz uważaj bo cię ten news z butów wywali - oj, poziom ironii w mojej wypowiedzi wykraczał poza wszelką normę - Bo stwierdziłem dla TWOJEGO DOBRA, że bez sensu żeby ktoś kto absolutnie nie wierzy w ideę ślubu ci świadkował. Bo to tak jakby trochę się gryzie, co nie? A co gdybym zapeszył? Ale w ogóle sory, że to powiem, ale jeśli ślub ma definiować całe twoje życie to po prostu współczuje - przejechałem dłonią po włosach, a słysząc jej ostatnie pytanie wypuściłem szybciej powietrze z nosa - Nie no, poszedłem na parę randek i stwierdziłem, że faktycznie - ślub to jest to do czego dążę, dosłownie miałem do Ciebie dzwonić i pytać czy posada wolna - dodałem zgryźliwie, przewracając oczami - Jestem po prostu w szoku, że całą naszą znajomość skreślasz za to że jestem z tobą szczery, oczekiwałem na trochę więcej od ciebie |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 18 183 chcę scen, podziemie ciągle męczy mnie jak deszcz zlewasz wiadomości, wiem BLOK NA MORSKIEJ 18 183 chcę scen, podziemie ciągle męczy mnie jak deszcz zlewasz wiadomości, wiem | wcisnę się sama sobie do rozgrywki ok? ok
No nie chciało mi się okropnie wygrzebywać z łóżka bo teraz to tak okropne mrozy przyszły że na samą myśl że muszę wyjść na to -15 stopni to trochę mi się żyć odechciewało. I jeszcze co to za poroniony pomysł w sumie żeby jarać zielsko na dworze ZIMĄ? Serio szedłem tam tylko dlatego żeby Adaśka ojebać i powiedzieć żebyśmy poleźli jednak do mnie na chatę bo nam wszystko co może się odmrozi. Ale nie, ten się musiał uprzeć na to Społem i tylko fakt że kupował coś dla psa go ratowało. I tak sobie gnałem szybko przez miasto, w ujebanych trochę dresach, słuchawkach w uszach, nie patrząc na nikogo. W sumie jak już Adaś będzie coś kupował swojemu czworonogowi to może ja też coś ogarnę? W sensie swojej Chmurce. Albo Jelonkowi, dalej nie wiedziałam które imię podoba mi się bardziej. I w sumie już z daleka widziałem szyld sklepu ale za to chłopaka nie i przysięgam że jeśli ja będę jeszcze musiał na niego dodatkowo czekać to tak mu do dupy nakopię że nie wiem co. Mam nadzieję, że chociaż to jaranie będzie dobre bo tak mi smaka narobił że to szok. Szczególnie że dalej mnie trochę trzymała ta jedynka u Berezy i musiałem sobie wyczilować. W sensie, no nie uczyłem się jakoś super co nie? Tak raczej dwójkowo-trójkowo, ale wtedy to se powiedziałem że PRZYSIĄDE. I jakiś jeden debilny błąd sprawił że cała praca skreślona? Szkoda gadać w ogóle, biednemu to zawsze piach w oczy. Ale cóż, dochodziłem do sklepu i oczywiście po Szawule (czy tak się odmienia to nazwisko?) ani widu, ani słychu. Ale za to był ktoś inny - Oooo Marta, hej! - rzuciłem pogodnie, uśmiechając się do brunetki - Co tam? Zimno nie? - to chyba już teraz był taki klasyczny tekst co to go każdy rzucał jak tylko trochę mroźniejsza zima - Idziesz na eee... Zakupy? - nie stary, przyszła se pod Społem postać tak jak ty i marznąć, totalnie. |
|
|
BLOK NA MAGELLANA 22 175 zapomniałam już o wszystkich idiotach całkiem dobrze wyszłam na fotach BLOK NA MAGELLANA 22 175 zapomniałam już o wszystkich idiotach całkiem dobrze wyszłam na fotach | Domańska to poszła na to wypicie małpeczki z czystej sympatii do Adaśka. Ja nie wiem, ale odnoszę wrażenie, że ona to się lepiej dogaduje z tymi w wieku Ernesta niż w swoim. Tak było ZIMNO, że szok to Marta się wolała ogrzać w cieplej kołderce niż się przeziębić. Wyszła z tego domu, bo stwierdziła, że ogrzeje się już jak alkohol będzie płynąć w jej żyłach i tak sobie czekała, czekała a Szawuły jak nie było tak nie było. — O A...Maks hejka — szybko się poprawiła i się do niego uśmiechnęła, bo jakoś jej się milej na jego widok zrobiło. Akurat Buszkowskiego to się totalnie nie spodziewała tutaj, ale z tego obrotu sprawy się cieszyła. — Weź, przez te mrozy to mi ciężko szyby jest czyścić i jak debil przed blokiem stoję. A tam? Co tam w wielkim świecie słychać? — znaczy proszę niech on jej tylko nie mówi o nauce, bo ona dostęp do librusa ma i wie, że pizde dostał z polaka. Z matmy też jakby co dostał, hehe. — Tak, tak idę po zakupy bo moja lodówka to aż świeci pustkami. A ty? Idziesz kupić coś dla chmurki czy tam jelonka? — przecież nie powie mu, że została wystawiona przez Adasia i tak sobie stała jak ten debil zanim on nie przyszedł. I, że ich lodówkę to akurat Borys ostatnio zaopatrzył, więc jak wróci znów z zakupami to ją wyniesie z domu. Adaś jak to czytasz to chuj ci, w dupę, buzi. I weszli do tego Społem, a bardziej to dziewczyna zrobiła pierwszy krok, bo kurde zimno było, a ona jeszcze rękawiczek nie wzięła i co marznąć będzie? — O patrz, jakie ładne. Przyda się, co? — wynalazła jakąś obroże dla kota i dała mu do ręki. A w ogóle to nie wiem czy oni mają jakąś alejkę dla zwierząt bo Marta ani ja nie chodzimy do tego sklepu bo za drogo i nam kieszeń nie pozwala. I mam nadzieje, że po drodze zahaczą o alkohole bo Domańska musi se jebnąć małpkę na rozgrzanie. Bo taki był pierwotny plan przyjścia tutaj. |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 18 183 chcę scen, podziemie ciągle męczy mnie jak deszcz zlewasz wiadomości, wiem BLOK NA MORSKIEJ 18 183 chcę scen, podziemie ciągle męczy mnie jak deszcz zlewasz wiadomości, wiem | Przymrużyłem na moment oczy gdy się ze mną witała bo ewidentnie chciała rzucić jakieś inne imię. W sensie no wiadomo, mogła być tutaj z kimś przecież umówiona; tak jak ja zresztą z Adamem frajerem który nadal nie śmiał mi napisać że elo stary, spóźnię się, weź wejdź do sklepu i się ogrzej, nieeeee, nic z tych rzeczy, ja dalej byłem ghostowany. - Czekasz na kogoś? - spytałem bo może ja ją porwę na spacer po Społem a potem się okaże że ona to w ogóle miała tutaj ustawioną jakąś rande wu i jeszcze mi się oberwie? - Aaaaa no wiesz, matura się zbliża to udaje ciągle że się uczę, nie? - udaję to dobre słowo bo naprawdę nie jestem w stanie się skupić na nauce dłużej niż pięć minut. Zresztą nie planowałem póki co iść na studia (no ewentualnie się zapisze na jakieś takie zapchajdziurę byleby legitymację dostać) dlatego nie zależało mi na jakichś ekstremalnie dobrych wynikach, a te 30% to chyba jakoś udźwignę, nie? - No ja w ogóle... Byłem z Adamem umówiony ale nie wiem czy on się gdzieś wywalił na tym lodzie czy umarł czy co ale nie będę jak głupi marznął, nie? Aaaa Jelonkowi w sumie racja, mógłbym coś kupić - zaśmiałem się uśmiechając się szerzej do dziewczyny bo w sumie to mega urocze że pamiętała imię mojego kota. Umówmy się, to jednak starsza siostra mojego kumpla i zawsze miałem wrażenie że no w jej oczach to jednak jestem gówniarz czy coś. W ogóle jak wysyłałem tę fotę kota to też się cykałem, ja to w sumie na każdego jej esemesa odpisywałem po 10 minutach bo musiałem zawsze przemyśleć wszystko milion razy czy brzmi okej czy jak. Ja to też nie wiem czy w Społem są takie alejki bo nigdy w żadnym nie byłam ale moim zdaniem totalnie są i tego się trzymajmy! - Łooooooo, nooo, super. Nie ma takiej z fejkowymi kolcami?? No wiesz, żeby Jelonek robił postrach na dzielni - przesunąłem się bliżej Marty, no żeby być bliżej półki z obrożami, nie? - Tyyy, a te? - podałem jej dwie, jedna to w ogóle taka fajna czarna z przywieszką czaszki (chyba po halloween zostało), a druga pomarańczowa ze słoneczkiem - Chociaż do niego to ta druga bardziej pasuje chyba - ale proszę się nie śmiać, to są poważne wybory! |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 24 177 whatever i can do to get my mind off you Admin DOMEK NA FOCZEJ 24 177 whatever i can do to get my mind off you | - No tak... tylko w poważnych związkach nie wszystko kręci się wokół łóżka chyba - mówię z przekąsem, w sumie to... sama zastanawiam się, po co? Żeby pokazać, jaki to mój związek z Kostkiem jest ultra poważny? Tak jakby dla Maćka było to coś, czego mógłby zazdrościć, gdzie... no wręcz przeciwnie, źle trafiłam. - Zresztą, wystarczy spojrzeć, dokąd zaprowadziło to mnie i Antka - wzruszam ramieniem, bo akurat te moje dwa poważne związki pięknie porównać można było na zasadzie kontrastu. Podczas, gdy Czekalski prawie nie wypuszczał mnie z łóżka, tak Kostek... no nie wiem, powiedzmy, że ciężko było wpasować się w jego grafik, kiedy wypływał na morze, co nie zmienia faktu, że pod względem stabilności, to zdecydowanie wygrywał związek numer dwa. W tym pierwszym nie było nic, co mogłabym nazwać stabilnym. Może tylko libido. Period. Po chwili okazuje się, że z tym łóżkiem to brunet tylko żartował, na co ja zaciskam wargi, kiwając lekko głową. Tego, że za kilka sekund pochyli się nade mną, żeby konspiracyjnym szeptem wyjawić swoje plany odnośnie dzisiejszej kolacji z dziewczyną, nie spodziewam się wcale, więc lekko sparaliżowana staję w miejscu, wodząc za brunetem wzrokiem, póki się nie wyprostuje. - Wow, brzmi fascynująco - komentuję z udawanym przejęciem - kradnę pomysł na randkę, ok? - i ja decyduję się na żart, o ile z tymi piankami to Maćko nie mówił serio. Bo... nie mówił, prawda? - Tylko... te pianki z serkiem Almette? Przemyślałabym jeszcze - marszczę lekko nos, wyginając wargi w coś, co przypominać w pierwszej chwili ma uśmiech, bo... przecież mogę PRZYJACIELOWI poradzić, co zrobić, żeby RANDKA okazała się niewypałem, prawda? Nawet, jeżeli przyjacielem ostatnio był nienajlepszym, a jeżeli o tą randkę chodziło, to może nawet wcale nie chciałam, żeby wypaliła, o. Eh, Paula, ty kombinatorko... Spuszczam głowę, kiedy odmawia mojej pomocy z załatwieniem lokum, wbijając wzrok z czubki swoich butów, bo wie doskonale, że autentycznie nic nie będzie mnie to kosztowało, a i tak nie chce przyjąć przyjacielskiej ręki. Oczywiście, Maciej Kochanowski, indywidualista ponad wszystko. Jeszcze ciężej jest mi przyjąć jego niespodziewany atak w moją stronę, kiedy delikatnie próbuję wybadać sytuację, czy przypadkiem nie zmienił zdania odnośnie tego świadkowania, ale... no nie, nie zmienił. Zaciskam wargi jeszcze mocniej, żeby nie powiedzieć czegoś, czego potem będę żałować, a wraz z wargami zaciskają się moje pięści schowane do kieszeni kurtki. - Odpuść sobie ten sarkazm, dobra? - patrzę na niego pobłażliwie, bo, naprawdę, czasem zapominałam, ile mamy lat, a ile się znamy. - Przepraszam, że jesteś dla mnie WAŻNY i chcę, żebyś towarzyszył mi w TYM dniu, naprawdę - wywracam oczami, z powrotem na niego spoglądając, bo, czy on poważnie myślał, że bez słowa będę przyjmowała jego ciosy? Chyba mogłam nazwać je ciosami, skoro w jakimś tam stopniu raniły, prawda? - Nie skreślam, po prostu... nie wiem, jak mam z tobą rozmawiać, skoro moje decyzje uważasz za... nietrafione i niepotrzebne - wzruszam ramieniem, przełykając głośno ślinę. - Może... - tutaj ogromne zawahanie, bo... moment, czy ja naprawdę chcę to powiedzieć na głos? Ale tak na serio, serio? Mimo, że może to wywołać burzę? - może i masz trochę racji, ale... ale na to wszystko już jest za późno, ok? Nie ma odwrotu - rzucam pod nosem, nie chcąc nawet, by mnie usłyszał, podczas gdy poprawiam kurtkę i torbę na ramieniu tak, jakbym szykowała się do wyjścia. Co zresztą robię, bo nie chcę nawet widzieć, jak teraz na mnie patrzy i co jeszcze będzie w stanie powiedzieć, żeby wybić mi z głowy ślub. A wszystko to, o czym mówię w związku z ożenkiem, brzmi dosłownie jak jakaś kara, którą muszę odbyć, bo tak. Dramat. Czy potrafię się wkopać jeszcze bardziej? |
|
|
BLOK NA MAGELLANA 22 175 zapomniałam już o wszystkich idiotach całkiem dobrze wyszłam na fotach BLOK NA MAGELLANA 22 175 zapomniałam już o wszystkich idiotach całkiem dobrze wyszłam na fotach | — Czekałam na klientkę Anie, ale nie przychodziła przez dwadzieścia minut, więc lepiej zrobić szybciej zakupy? — ale to nawet lepiej, że ty przyszedłeś, bo masz takie ładne oczy i ogólnie jesteś cały fajny. I to pewnie przyszło do głowy Marty wpatrując się z daleka, w te oczy Maksia. I się zachłysnęła swoją śliną prawie jak usłyszała, że on także był umówiony z Adamem. — Z Adamem? Myśle, że jakby umarł to byłbyś pierwszą osobą, która by się o tym dowiedziała, więc po prostu zaspał? — ogólnie z Szawuły to był perfidny człowiek tak wystawiać ich obydwóch! Zdradziecka szuja z niego była i Marcie troszkę się przykro zrobiło, że okłamała chłopaka, ale Szawule się należał za to ostry wpierdol. A ogólnie to poszukać ludzi, w swoim wieku z którymi mogłaby się bujać, a nie tak męczyć obecnością ziomków jej brata. — Nie no weźmy tą pomarańczową lepiej— po pierwsze, gdzie taki słodki kot w czarnej obroży i sterczącymi kolcami? No proszę, a po drugie to Marcie się znienawidzona koleżanka z roku przypomniała, która ubierała taką obroże do delikatnych sukienek i nie, nie. Totalnie passe. A ta pomarańczowa to będzie mu do oczu pasować i może jakąś kotkę wyrwie? Minęło z kilkadziesiąt minut zanim ogarnęli, co im jeszcze brakuje i udali się do kasy. Po drodze Marta zgarnęła dwa czteropaki piwa żywiec, bo jeden czteropak za dziesięć złoty to aż wstyd dla polaka cebulaka nie brać. Ale się pewnie janusze rzucili na taką promocje, więc zostały tylko te ostatnie dwa. I ja nie wiem, ale liczyła na to, że chłopak złapie tą aluzje, że „ej, a może tak wypijemy gdzieś w ustronnym miejscu gdzie nas polis nie złapie te browary i popatrzymy na gwiazdy?” Domańska to głowy do alkoholu nie miała, więc mogłoby być śmiesznie. I nie wiem kurwa, ale przed tym spolem to stali znowu jak te dwa debile. |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 18 183 chcę scen, podziemie ciągle męczy mnie jak deszcz zlewasz wiadomości, wiem BLOK NA MORSKIEJ 18 183 chcę scen, podziemie ciągle męczy mnie jak deszcz zlewasz wiadomości, wiem | Pokiwałem głową nooo bo wiadomo, jeśli Ania się żadna nie pojawiała to przecież nie ma co marnować czasu, co nie? Ja tam nie narzekam że ta cała dziewczyna nie przylazła bo przynajmniej mogłem sobie porozmawiać z Martą, miałem tylko nadzieję że nagle się też nie pojawi, zabierając mi dodatkowy czas na rozmowę z Domańską. - Nooooo nie wiem czy zaspał, dosłownie pisaliśmy paręnaście minut wcześniej i mnie wyciągał sam siłą z łóżka, frajer jeden - mruknąłem, ale jednak z rozbawieniem bo gdzieś tam się czaił uśmiech na mojej buźce. No przecież nie będę się teraz wkurwiał na kumpla. Znaczy wiadomo, później go opierdzielę w esemesach że w ogóle co on sobie wyobraża, ŻE MI TU SMAKA NA ZIELONE ROBI a potem się nie pojawia, ale no... Teraz miałem ważniejsze sprawy (Martę) na głowie, niż jakieś smsy do Adamo. Dobrze że jeszcze nie wiedziałem że to w ogóle był jakiś plan chłopaka i wystawiał nas obu w tym momencie. Ale Adam Adamem, my już po chwili kręciliśmy się po sklepie, po słusznej opinii dziewczyny zgarnąłem pomarańczową obrożę dla kociaka a następnie przejrzeliśmy chyba każdą jedną alejkę tego sklepu. Wleźliśmy do tej z zabawkami, nabijając się z tego że robią je coraz głupsze, zrobiliśmy profesjonalny przegląd wszystkich słodyczy (wybierając przy okazji sporą ilość żelek i czekolady), nawet jakichś przyrządów kuchennych nie ominęliśmy; słowem - wszystko. Ale najważniejsza alejka to była ta z alkoholem, w której był CZTEROPAK piwa za DZIEWIĘĆ ZŁOTYCH I DZIEWIĘĆDZIESIĄT DZIEWIĘĆ GROSZY. Jakby, umówmy się że takiej ceny nie można zignorować! A kiedy znaleźliśmy się już wreszcie poza sklepem to... - Ej, a chcesz wypić razem tego browara? Bo ta Anka to chyba cię trochę zghostowała, tak jak mnie Adam. No chyba że masz inne plany, to spoko, luz, czaję - ech, no na bank ma, pewnie z jakimś innym kolegą, przecież dla niej spędzanie czasu z kolegą młodszego brata to nie jest jakiś szczyt marzeń - Myślałem żeby może na plażę pójść? Znam takie jedno spoko miejsce |
|
|
BLOK NA MAGELLANA 22 175 zapomniałam już o wszystkich idiotach całkiem dobrze wyszłam na fotach BLOK NA MAGELLANA 22 175 zapomniałam już o wszystkich idiotach całkiem dobrze wyszłam na fotach | Żadnej Ani nie było, bo Marta nie posiadała klientki o takim imieniu, hehe. I bardzo dobrze, bo Marta już miała dosyć robienia paznokci na ostatnią chwile lub to, że ludzie często nie płacili, a ona już była za stara na to by się o cokolwiek prosić. I już walić tego Adasia, który zrobił jej smaka na małpkę, ale wolał się nie odzywać i nic nie napisać. No nie wiem, ale jak zobaczy go na studniówce to chyba zjebie od góry do dołu, hehe. I weź, ale jak oni tak chodzili po tym sklepie, to Martunia się czuła jakby byli serio razem i ej, tak się z bliska mu przyglądając to nawet nie widziała żeby zakola miał. Ale ta promka to był chyba znak od Boga bardzo dobry, bo Marta to prawie w te piwa wpadła, hehe i mam nadzieje, że Maks to ją zaprosi do siebie by kota pomiziac, bo ona to się czuje jak taka kocia mama. — No, w sumie to mogę — i nie chciała wyjść na taką, co nie ma co robić wieczorem w domu tylko jest taka rozchwytywana. Niestety prawda była inna. I nie wiem, ale trochę pominie to wszystko, ale pewnie sobie chodzili i gadali, bo rozmowa się kleiła i przykucnęli na jakieś ławce czy gdzieś dalej. Byleby sobie tyłków nie odmrozić. — Boże, ale zimno — westchnęła i podała mu piwko, bo przecież przyszli się napić. I mam nadzieje, że alkohol ją na tyle rozgrzeje i sprawi, że nie będzie jej zimno. — Idziesz z kimś na studniówkę? — i zanim ogarnęła o co się zapytała, to ugryzła się w język. Nie wiem, czy marzeniem jej braciszka było pójście z nią, ale chyba była skazana na towarzystwo swojego brata, choć chyba wolałaby się bawić z kimś innym. |
|
|
| |