|
BLOK NA MAGELLANA 26 178 I'm goin' down in Louisiana Honey, behind the sun BLOK NA MAGELLANA 26 178 I'm goin' down in Louisiana Honey, behind the sun | outfitLuizjańskie powietrze latem było czymś, czego nie dało się łatwo podrobić. Wysoka temperatura i niesamowicie wilgotne powietrze. Podczas nocnych imprez nie było ani jednej osoby, która miałaby całkowicie suche ubrania. Czy było jednak coś przyjemniejszego niż siedzenie w barze, picie i słuchanie występów na żywo? Nie dla Luci'ego i jego znajomych. Tym razem wśród znajomych była jedna z najważniejszych dla niego osób. Siedziała obok niego, razem popijali drinki i śmiali się. Luci grał w brydża z kolegami. Pewnie rano znowu będzie zaskoczony tym, że ma pusty portfel. - Przyniesiesz mi szczęście skarbie? - uśmiechnął się łobuzersko trzymając w ustach cygaretkę. Lilith trzymał zamkniętą w objęciach pomiędzy sobą a kartami - 2 piki - rzucił w między czasie, kiedy padło na jego kolej podczas licytacji. Poleciały 3 pasy. - Wistuj Johnny - rzucił do swojego partnera. Nie znosił grać z Johnnym, ale zasady to zasady. Każdy z każdym, nie ma wyjątku. Brydż jest okrutny pod tym względem. |
|
|
BLOK NA MAGELLANA 24 170 ' Cause we're the masters of our own fate We' re the captains of our own souls BLOK NA MAGELLANA 24 170 ' Cause we're the masters of our own fate We' re the captains of our own souls | firankaZdecydowanie mogłaby tu zamieszkać, wszystko tworzyło idealną całość. Nocne imprezy do białego rana, gorąc, muzyka. Lilith czuła się jak w niebie, do tego była wśród swoich. Mogła rozprawiać o magii ile tylko chciała, do tego spędzała mnóstwo czasu z matką Luciego. Korzystała z każdej minuty spędzonej w Luizjanie do maksimum. Ponownie wylądowali w barze, wraz ze znajomymi chłopaka. Od razu zaakceptowali Hys, razem popijali alkohol, śmiali się. W takiej rzeczywistości mogłaby żyć cały czas! - Będę dziś Twoim amuletem. - uśmiechnęła się do niego szeroko. Wyciągnęła mu z ust cygaretkę, żeby móc się nią zaciągnąć. Powoli wypuściła dym przez usta, spoglądając na karty Lucifera. Włożyła mu cygaretkę z powrotem między wargi, a sama chwyciła po szklankę ze swoim drinkiem. Wpatrywała się w przeciwnika przyjaciela, popijając drinka. Miała ogromną nadzieję, że Luci wygra. Poza tym pare ludzi bawiło się na parkiecie, a Lilith zerkała w ich kierunku tęsknym wzrokiem. Chyba powinna się zastanowić nad pozostaniem tutaj z Lucim, nigdzie nie było tak pięknie i cudownie. |
|
|
BLOK NA MAGELLANA 26 178 I'm goin' down in Louisiana Honey, behind the sun BLOK NA MAGELLANA 26 178 I'm goin' down in Louisiana Honey, behind the sun | Gdyby się dowiedział, że Lilith miałaby zamieszkać w Nowym Orleanie to byłby najszczęśliwszy na świecie. Wiele by dał, żeby móc się z nią widywać codziennie. Był pewien, że jej towarzystwo nigdy by mu się nie znudziło. Miałaby śniadania do łóżka i wszystkie inne bajery. Randki, kwiaty, perfumy, no i świecie zapachowe! -Uuuu - zaśmiał się na jej słowa. Jasne, że pozwolił jej wziąć cygaretkę. Przecież nie jest chamem! On za to podebrał jej drinka, bo jego się skończył. Jak tak zagrywał się z kolegami to spostrzegł, że Lilith spogląda na parkiet. Już doskonale wiedział co jej chodzi po głowie. Nie mógł pozwolić jej czekać, aż skończy się partia. -Przepraszam Panowie - rzucił karty na stół i podniósł się jednocześnie gasząc cygaretkę w popielniczce -Ale obowiązki wzywają - poprawił koszulę i wyciągnął dłoń w stronę przyjaciółki -To, co? Wspólne obowiązki? - puścił oczko do Lilith uśmiechając się zadziornie. |
|
|
BLOK NA MAGELLANA 24 170 ' Cause we're the masters of our own fate We' re the captains of our own souls BLOK NA MAGELLANA 24 170 ' Cause we're the masters of our own fate We' re the captains of our own souls | Cóż, nie zauważała, że ma wszystko na wyciągnięcie ręki. Życie w Nowym Orleanie byłoby piękne, w końcu czułaby się jak u siebie. Uwielbiała spędzać czas z Lucim, za dziecka widywali się praktycznie codziennie, jej rodzina go pokochała jak syna. Teraz mogła sama do niego przyjeżdżać, kiedy tylko chciała. Może jej pobyt faktycznie trochę się przedłuży? Uśmiechnęła się do niego pięknie, na pewno przyniesie mu szczęście. Nie oburzyła się, gdy podebrał jej drinka. Najważniejsza zasada – co moje to Twoje. Spojrzała na niego z lekko uniesioną brwią, gdy tak nagle porzucił partię. Wystarczyła jedna jej myśl, a on od razu wiedział, co Lilce chodzi po głowie. Swoją drogą kochała tańczyć, kropelki potu na rozgrzanych ciałach, muzyka, która niesie nasze myśli. Chwyciła dłoń Lucifera, podnosząc się z miejsca. - Czytasz mi w myślach. – zaśmiała się, po czym pociągnęła go na parkiet. Przylgnęła do chłopaka, poruszając się w rytm utworu. Jedną dłoń umieściła na karku Luciego, a drugą na jego plecach. – Mogłabym stąd już nigdy nie wracać. – przyznała, poszerzając cwany uśmiech i patrząc przyjacielowi prosto w oczy.
|
|
|
BLOK NA MAGELLANA 26 178 I'm goin' down in Louisiana Honey, behind the sun BLOK NA MAGELLANA 26 178 I'm goin' down in Louisiana Honey, behind the sun | Duch Nowego Orleanu udzielał się każdemu, kto tylko spędził tutaj więcej niż jeden dzień. Wiecznie grająca muzyka, roześmiani ludzie i magia, która roztaczała się po French Quarter. Kochał to miejsce całym sercem. Tutaj się wychował i tutaj chciał mieszkać. Wtedy nawet przez myśl mu nie przeszło, że przeniesie się w takie szare miejsce jak Polska. -To wcale nie jest takie trudne - posłał jej cwany uśmiech. Przyciągnął Lilith bliżej siebie. Przecież w tańcu o to chodziło, prawda? -To nie wracaj - odparł -Doskonale wiesz, że moja mama nie miałaby nic przeciwko gdybyś u nas zamieszkała. Na pewno cieszyłaby się mając taką pomoc w sklepie - puścił dziewczynie oczko. Gdyby Hys zamieszkała tak blisko to byłoby to spełnienie marzeń Luci'ego. Mogliby się widywać codziennie. Za każdy razem jak Lilith wyjeżdżała z powrotem do domu Luci miał wrażenie, że traci część siebie. Czuł jakby nagle w jego życiu pojawił się brakujący element. Nie potrafił pojąć tego, dlaczego przyjaciółka nie chce przystać na jego propozycje. |
|
|
BLOK NA MAGELLANA 24 170 ' Cause we're the masters of our own fate We' re the captains of our own souls BLOK NA MAGELLANA 24 170 ' Cause we're the masters of our own fate We' re the captains of our own souls | Atmosfera była cudowna, od razu mogła się poczuć jak w domu. Do tego rodzina oraz znajomi Luciego przyjęli ją jak swoją. Całkiem inna mentalność niż w Nowym Jorku. Tutaj każdy traktował magię poważnie, nikt nie patrzył krytycznym okiem. Raj na ziemi! Gdyby teraz wiedziała, że kiedyś zostanie w Selkiewie to zaczęłaby się poważnie zastanawiać nad zamieszkaniem w Nowym Orleanie. - To niepokojące, że aż tak dobrze mnie znasz. - zaśmiała się. Czytał jej w myślach bez wysiłku, jakby mieli jeden wspólny umysł. Może to przez to, że są do siebie cholernie podobni? Znają się jak łyse konie, w końcu już jako dzieciaki wszędzie razem chodzili. Wtedy rodzice częściej się spotykali, do tego mogli do siebie jeździć, gdy szykowało się dłuższe wolne. Lilce brakowało tych czasów. Dłonie przeniosła na jego kark, kiedy przyciągnął ją bliżej. - Wiesz, że to nie jest takie proste. Ojciec w życiu się nie zgodzi żebym mieszkała gdzieś dalej. Poza tym dopiero zaczynam pracę w salonie. - westchnęła, uśmiechając się smutno. - Chociaż nic nie stoi na przeszkodzie, żebym została niego dłużej. - zaproponowała, poruszając się w rytm muzyki. Ta rzeczywistość jest cudowna, rozgrzane w tańcu ciała, muzyka, której doświadczysz jedynie w French Quarter. Ciągła zabawa, szczęście, wspólnota. |
|
|
| |