|
OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best | 0 1. outfitMarika Aramowicz chyba nie była do końca świadoma tego, że żyli w dobie internetu i choć nie przedstawiła mu się oficjalnie, to już on miał swoje sposoby, aby kogoś znaleźć. Niby nie wyglądał na takiego, który miałby zamiar przeznaczać swój wolny czas na szukanie kogoś w sieci, ale nie wyglądał na wiele rzeczy, którymi w rzeczywistości był. Czy miała świadomość, że czekała ją dzisiaj przykra niespodzianka i że dostrzeże Remika w nieco innym świetle, niż by sobie tego życzyła? Wątpił. Pisali codziennie od ich pierwszego spotkania i choć zabranie jej na domówkę było skokiem na głęboką wodę (dla niej), to udało mu się ją do tego nakłonić. Nie podał zbyt wiele informacji, bo wtedy by się wymigała. Skłamał też, że będzie to maksymalnie casualowa impreza i że nie ma się co stroić. Sam z kolei wrzucił na siebie coś, co spokojnie mógłby ubrać na jakiś bankiet. Na swoją obronę miał jednak tak, że często bywał overdressed. Trasa w jego aucie minęła im sympatycznie. Pozwolił jej wybrać muzykę do podróży, wypytywał się o wiele rzeczy, ale starannie nie zagłębiając się zbytnio w tematy studiów. Śmiał się z jej żartów i sam pozwalał sobie na jakieś nie do końca poważne teksty. Można by ich bez problemu wziąć za zwykłą parę młodych ludzi, którzy się dobrze bawili (tylko drogi samochód trochę ten obrazek zaburzał, ale mniejsza). W po drodze wstąpili nawet do Żabki po whiskey, bo chciał jej się wydać bardziej przyziemny, a kilka minut później parkowali już na podziemnym parkingu na dość ekskluzywnym osiedlu Gdańska. - Pięknie wyglądasz. Zapomniałem Ci o tym powiedzieć wcześniej, wybacz - uśmiechnął się do niej ciepło, kiedy zgasił silnik, a im pozostało już tylko wysiąść. On jednak tego nie zrobił. Zamiast tego przyglądał się jej z łagodnym wyrazem twarzy. - Stresujesz się? Ja też nie bardzo lubię poznawać nowych ludzi tak... hurtowo. Ale będzie okej - zapewnił, specjalnie nawiązując kontakt wzrokowy. - Będę przy Tobie cały czas - zapewnił i uśmiechnął się szeroko, chcąc jej dodać w ten sposób otuchy. @Marika Aramowicz |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Marika nie podejrzewała zupełnie niczego. Ba, nawet była z siebie całkiem dumna, uważając, że jej umiejętności aktorskie stoją na wysokim poziomie. Nie lubiła kłamać, ale nie przypuszczała, żeby z relacji z Remikiem miało wyniknąć coś większego i poważniejszego. Nagięła rzeczywistość, a im dłużej ze sobą pisali, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że postąpiła dobrze. Oczywiście nie wpadła na to, że wyczaił już wszystko na jej temat w mediach społecznościowych; w ogóle o tym nie pomyślała, bo nie należała do osób dzielących się z internautami każdym elementem swojego życia. Zawsze uważała, że to dobre dla osób, które gorączkowo poszukują atencji albo mają kompleksy, a ona do nich nie należała. Zgodziła się iść z nim na domówkę – no bo co złego mogło się stać? Pozna jego znajomych, popisze się umiejętnościami nabytymi w szkole tańca, wypije droższy alkohol niż na większości licealnych domówek, a przy odrobinie szczęścia zamiast wrócić do domu, spędzi noc u Remika. Taki scenariusz wydawał jej się nie tylko bardzo prawdopodobny, ale wręcz oczywisty. Pierwszy raz zawahała się, widząc strój chłopaka. Sama wypadała przy nim raczej blado i żałowała, że nie założyła jakiejś – jakiejkolwiek! – sukienki, która byłaby chyba elegantsza niż spodnie, w których parę razy była nawet w szkole. Jej czujność została jednak szybko uśpiona, bo podczas drogi miło im się rozmawiało, a w tle przygrywała przyjemna muzyka. Fakt, samochód dawał poczucie luksusu, ale to akurat jej w sumie nie przeszkadzało. – Dziękuję, chociaż nasze outfity średnio ze sobą współgrają – zauważyła. – Nie, nie stresuję się, a powinnam? Znaczy… Nie mam raczej problemów z poznawaniem nowych osób. Odgarnęła włosy i odwzajemniła jego uśmiech, po czym pogłaskała go delikatnie po ramieniu, na znak, że doceniała jego wsparcie. Doceniała, ale nie do końca rozumiała, czemu robił z tego takie wielkie halo. To przecież nie jej pierwsza domówka, nie? |
|
|
OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best | Zaśmiał się cicho, patrząc po sobie z rozbawieniem. - Racja, ale jak już mówiłem, czasem przeginam. Dobre ubranie to moja zbroja - tak naprawdę to czułby się pewnie nawet w dresie, ale nie po to miał tyle ciuchów w szafie, aby potem nosić w kółko to samo. Niekoniecznie interesowała go moda, ale tez nie zamierzał nosić w kółko jeansów i prostych t-shirtów, bo to nie wzbudzało raczej zainteresowania ze strony kobiet. Przynajmniej nie tych, które podobały się jemu. - O, to wspaniale - wzruszył ramionami, pozytywnie zaskoczony jej nastawieniem. Powinna była się martwić, ale nie powiedział tego na głos. - Nie powinnaś, ale no... ja bym się stresował i chciałbym coś takiego usłyszeć - kolejne kłamstwo, ale był przecież wrażliwym facetem, który pomimo nienagannej aparycji i kilku zer na koncie bankowym, również miał swoje słabości! Zerknął na jej dłoń i pogładził lekko jej wierzch, pozwalając im na ten krótki, dziwny moment. Następnie skinął głową i wysiadł z auta, bo przecież ile można siedzieć na parkingu. Zgarnął zakupiony alkohol oraz soki, po czym ruszyli do windy. - W sumie to faktycznie nie wiem czemu tak się przejąłem, bo znajoma mówiła, że będzie sporo osób z prawa, więc jeszcze się okaże, że znasz więcej osób niż ja - zaśmiał się, jakby faktycznie sobie tylko śmieszkował. Miał ochotę spojrzeć na nią kątem oka, ale powstrzymywał się z całych sił. Kroczyli już korytarzem pod właściwe drzwi i było za późno, aby się wycofała. Złapał ją w swoją małą pułapkę i był gotów dać jej nauczkę, że Remigiusza Mrozowskiego się nie okłamuje. Zapukał energicznie do drzwi, posyłając jej beztroski uśmiech i puszczając oczko. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | W przeciwieństwie do wielu swoich rówieśniczek i paru rówieśników, Marika też niespecjalnie interesowała się modą – to znaczy, nie śledziła najnowszych trendów. Przy wyborze ciuchów kierowała się tym, co jej się podoba i w czym dobrze się czuje. Z drugiej strony, nie odstawała zbytnio wyglądem od innych nastolatek, bo pewnie ubierała się w sieciówkach, gdzie większość rzeczy była praktycznie taka sama. Gdyby miała chociaż mgliste pojęcie o tym, jak będzie wyglądał ten wieczór, nie byłaby taka pewna siebie. Remek wydawał się jej jednak tak słodki, że po prostu mu zaufała. Nie wiedziała, że najpewniej nie spełni się żaden z jej planów i że po powrocie do Selkiewa pewnie będą się wzajemnie unikać. – Zapamiętam, że chciałbyś coś takiego usłyszeć, jak następnym razem to ja zabiorę cię do moich znajomych – uśmiechnęła się, choć już teraz wiedziała, że takie coś nigdy nie nastąpi. Większość jej znajomych to licealiści, więc nie mogła mu ich przedstawić, jeśli zamierzała brnąć w swoje kłamstewka. A zamierzała, bo niby po co miałaby mu teraz mówić prawdę? Wysiadła z samochodu i ruszyła za Remkiem do windy, gdzie stanęła przed lustrem i przeczesała palcami włosy. Gdy jednak wspomniał o „ludziach z prawa”, jej uniesiona ręka zamarła w bezruchu. Gdyby nie byli w windzie, tylko na schodach, to chyba po prostu by uciekła. Spięła się lekko i zerknęła na Remka kątem oka. – Wiesz, niekoniecznie. Dopiero kończę pierwszy semestr i jak mam być szczera, to nie jestem zbytnio zintegrowana z ludźmi z roku – rzuciła po kilku sekundach krępującej ciszy. Jej głos nie brzmiał już jednak tak pewnie, jak przed chwilą, w aucie. Teraz dopiero się zestresowała! Nawet przez chwilę rozważała jakieś spontaniczne zaproponowanie spaceru po Gdańsku zamiast dołączenie do imprezy, ale to byłoby głupie i wzbudziłoby jego podejrzenia. Musiała więc robić dobrą minę do złej gry. Odpowiedziała mu bladym, choć ewidentnie lekko wymuszonym uśmiechem, a gdy ktoś otworzył im drzwi, aż cofnęła się o krok. Cóż, mama miała rację, gdy powtarzała jej, że kłamstwo ma krótkie nogi, w przeciwieństwie do samej Mariki. |
|
|
OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best | Uniósł lekko brwi, w duszy śmiejąc się z jej bezczelności. - A masz coś takiego w planach? Nieźle, chętnie ich poznam - wolałby zjeść w przydrożnym barze, niż spędzać czas z jakimiś gówniarzami ze wsi. Chociaż z drugiej strony... kto jak to, ale nastolatkowie przeważnie byli najbardziej naiwni. Jego towarzyszka była tego dowodem. Remek wcale taki stary jeszcze nie był, więc te wszystkie myśli były w jego wydaniu dość zabawne, ale on poczuwał się o wiele dojrzalszy niż reszta rówieśników. Na bank miał na koncie więcej przeżyć nich większość z nich, bo kto mógł się pochwalić, że faktycznie zaprojektował sobie dom? No i to nie tak, że opowiedział co chciał. Naprawdę wykonał wiele rysunków i planów, które potem zostały skontrolowane i dodano do nich tyle, żeby dom faktycznie mógł zostać postawiony. Wciąż był z tego dumny, ale jeszcze nie napomknął o tym Marice, bo ta ciekawostka była zarezerwowana na specjalne okazje. - Rozumiem. Ja też tak średnio przepadam za większością mojej grupy, ale może trafi się ktoś, kogo akurat lubisz - znów nie skłamał, bo na zajęcia chodził tylko po wiedzę. Z paroma osobami był w stanie pogadać, ale nie miał tam nikogo, kto należałby do jego bliskiego grona poza uczelnią. Marika miała jednak inny powód - zwyczajnie nikogo tam nie znała, bo studentką jeszcze nie była. - Hej! - przywitał się radośnie z gospodarzem i potrząsnął butelką alkoholu którą tu ze sobą przynieśli. Wiedział, że na tego typu domówkach nigdy procentów nie zabraknie, ale tak już było, że każdy coś przynosił. Wymagała tego etykieta. Wdali się w krótką rozmowę o niczym, przy okazji pozbawiając się kurtek. Remek oczywiście pomógł Marice w ściągnięciu, tak jak na gentlemana przystało. Następnie przedstawił ją paru swoim znajomym, którzy w większości byli wobec niej bardzo sympatyczni, chociaż też niezbyt wylewni. Widać było, że woleli kontynuować wcześniejsze tematy, niż wypytywać ją o historię jej życia. - Chodź, polejemy sobie coś - złapał ją za rękę i zaciągnął do kuchni, gdzie wpierw zapytał ją o preferencje, a następnie szybko zrobił jakieś drinki. Sam postawił dzisiaj na Jagermeistera, bo lubił ziołowe alkohole. Kiedy mieli już coś w siebie wlewać, ponownie powrócili do największego skupiska. Temat szybko zboczył na prawo i Remek oczywiście nie mógł się powtrzymać. - No właśnie Marika studiuje na pierwszym roku! Ale nic nie mówiła jeszcze o tej profesor - zaśmiał się krótko, zerkając na nią pogodnie. Temat dotyczył jakiejś nawiedzonej baby, której zajęcia stanowiły (najwidoczniej) istne tortury. Parę osób spojrzało się pytająco na Aramowicz i zapadła chwilowa cisza, jakby każdy czekał na jakiś jej komentarz. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Wcześniej naprawdę cieszyła się na tę imprezę i spędzenie wieczoru z Mrozowskim, ale teraz czuła tylko stres. Może i jej kłamstwo nie było jakieś ogromne – dodała sobie zaledwie dwa lata – ale teraz nagle nie czuła się z nim dobrze. Głupio było jednak wycofać się w takim momencie, więc musiała brnąć dalej. Nie przewidziała tego, że właściwie skutki mogą być jeszcze gorsze, bo wyjdzie na głupią nie tylko przed Remkiem, ale i przed jego znajomymi. Co prawda, zależało jej bardziej na opinii jego niż ich, ale i tak koniec końców wychodziło słabo. Miała nadzieję, że nie widać po niej stresu i napięcia, choć prawda była taka, że wszystkie te emocje malowały się na jej twarzy. Całkiem ochoczo przyjęła więc propozycję napicia się. Sama niespecjalnie miała rękę do robienia drinków, więc po prostu przekazała Remkowi swoje preferencje (słodkie i orzeźwiające). Zawahała się przez moment. – Nie wiedziałam, że znasz tylu studentów prawa – zagaiła nieśmiało, bo wiedziała przecież, że on studiował na zupełnie innym kierunku. Niefart, mogła powiedzieć, że studiuje medycynę, choć z jej szczęściem tamtejsze grono pewnie również było mu znane. Gdy wrócili do towarzystwa, nie włączała się do rozmowy. Taka właśnie była jej genialna strategia, jednak Remek szybko ją zniszczył, wywołując ją do tablicy. Cisza wwiercała jej się w uszy i miała wrażenie, że wszyscy słyszą nerwowe łomotanie jej serca. – Eee, tak, rzeczywiście straszna z niej kosa. Mam nadzieję, że w kolejnych semestrach uda mi się uniknąć zajęć z nią – odparła lakonicznie, odgarniając włosy i upiła całkiem potężny łyk swojego drinka. Nie, to się nie uda. Jakkolwiek Remek nie zareaguje, musiała powiedzieć mu prawdę – nawet, jeśli będzie musiała wracać sama po zmroku do Selkiewa. Cały jej misterny plan pójdzie się, co prawda, jebać, ale przynajmniej nie będzie robiła z siebie idiotki przez cały wieczór, tylko po to, żeby Mrozowski ją polubił. Złapała go więc za rękę, zwracając tym samym jego uwagę. – Hej, możemy chwilę pogadać? Na osobności? – zapytała nieco ciszej, choć w tym celu musiała wspiąć się na palce, bo nie była taka wysoka, jak jej towarzysz wieczoru. |
|
|
OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best | - A nie tylko. Wiesz co, to głównie znajomi znajomych. Poza tym, to nie mój pierwszy rok studiów, a człowiek naprawdę sporo osób może na nich poznać, co nie? - zapytał takim tonem, jakby sama miała doświadczenie w tej kwestii i była w stanie to potwierdzić. Nie chciał mówić tego, że znał głównie tych bogatszych, bo obracali się w swoim towarzystwie. To by było zbyt pretensjonalne, a był na tyle złudny, że za pretensjonalnego się jeszcze nie uważał. Niestety nie jemu o tym decydować. Wyczuwał jej spięcie i musiał przyznać, że bawiło go to. Tak samo jak kłamstwo, które niektórzy zdali się kupić, inni niekoniecznie, a on sam wiedział oczywiście, że było efektem paniki. Posłał jej jednak życzliwy uśmiech, jakby też był przekonany, że mówiła prawda i zmarszczył brwi dopiero w chwili, gdy zacisnęła dłoń na jego ramieniu. - Ummm... jasne - ledwo co przyszli, a ona już chciała wracać? Obiecał jej, że mogą wyjść w każdej chwili, ale dziewczyno, bez przesady! Nie no, tak na serio, to obawiał się o co mogło chodzić. Liczył, że będzie mógł się na nią pastwić trochę dłużej, ale jak widać dziewczyna nie była aż tak głupia jak to wstępnie przypuszczał. Punkt dla niej. - Wszystko w porządku? Wydajesz się jakaś... spięta - wcześniej tego nie dostrzegał, bo w samochodzie nie miała rzecz jasna powodu do stresu, ale teraz jej twarz zachowywała się zupełnie inaczej. Położył jej rękę na ramieniu i zacisnął lekko palce, jakby chciał jej w ten sposób pomóc rozluźnić mięśnie. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Przytaknęła jedynie skinieniem głowy, choć przecież absolutnie nie miała pojęcia, jak wyglądało życie na studiach. Zanim się przekona, minie jeszcze półtora roku – a może w ogóle nie zasmakuje studenckiego życia, bo obierze zupełnie inną drogę? Tego jeszcze nie wiedziała, totalnie nie miała planu na to, co chciałaby robić po maturze. Cały czas wydawało jej się, że ma jeszcze mnóstwo czasu na zastanowienie się, ale nie oszukujmy się – ten czas mocno topniał, a skoro wybrała się na biolchem, to fajnie, gdyby miała już jakiś zarys planu. Nie zastanawiała się nad tym, czy inni kupili jej bajeczkę, którą przedstawił im Remek. Z wyglądu chyba mogła uchodzić za studentkę – szczególnie dzisiaj, w pełnym makijażu. Szkoda tylko, że nie ubrała się jakoś ładniej, ale cóż, nie wiedziała. Chłopak zapewniał ją, że to zwykła domówka, nic przesadnie eleganckiego, ale chyba dla obojga znaczyło to coś zupełnie innego. Wypadała ze swoją stylówką blado nie tylko przy Mrozowskim, ale, co gorsza, na tle innych dziewcząt zgromadzonych na imprezie. Poziom jej spięcia rósł z każdą chwilą i zaczynała czuć się naprawdę źle, włącznie z jakimiś dziwnymi zawrotami głowy. Chcąc dodać sobie odwagi, wypiła naraz resztę drinka, gdy odchodzili z Remkiem na bok. Nie znała go zbyt dobrze i szczerze mówiąc, kompletnie nie wiedziała, jakiej reakcji się po nim spodziewać, gdy już powie mu prawdę. Na agresywnego nie wyglądał, ale przypuszczała, że transport do Selkiewa być może będzie musiała organizować sobie sama – niby to zaledwie kilkanaście kilometrów, ale nie wyobrażała sobie tej krępującej ciszy w jego samochodzie. – Tak, wszystko w porządku. To znaczy… niezupełnie – przyznała, gdy już znaleźli się na osobności. Odgarnęła włosy, zupełnie nie wiedząc, od czego zacząć. Być może byłoby jej łatwiej, gdyby miała świadomość, że to, co mu powie, nie będzie dla niego żadną nowością. Była jednak przekonana, że wciąż żył w przekonaniu, iż miał do czynienia ze świeżo upieczoną studentką prawa. – Okłamałam cię. Przepraszam. Nie studiuję prawa, w ogóle jeszcze nie studiuję. Chodzę do drugiej klasy liceum w Selkiewie – wydusiła z siebie w końcu. – Przepraszam, że nie powiedziałam od razu, ale… Chciałam się z tobą poznać, a gdybym powiedziała ci, ile naprawdę mam lat, no to… Sam wiesz. Serio, przepraszam. |
|
|
OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best | - To znaczy? Możesz mi powiedzieć - kontynuował swoją szopkę pod tytułem jestem opiekuńczy i mi na Tobie zależy. Czuł, że zbliżał się jej koniec, więc zamierzał wycisnąć z tego tyle ile tylko się dało. Odgarnął nawet włosy za jej ucho i spojrzał jej prosto w twarz z lekkim pokrzepiającym uśmiechem. Mina ta zaczęła jednak powoli przechodzić w całkowitą powagę, kiedy kolejne słowa opuszczały jej buzię, odsłaniając wielką tajemnicę, którą oczywiście znał od dawna. Zapadła cisza, którą zaburzały jedynie przytłumione dźwięki rozmów z pomieszczeń obok. Podszedł bliżej, więc prawie stykali się klatkami piersiowymi. Patrzył na nią ze spokojem, chociaż jedna z jego brwi zdawała się być minimalnie uniesiona. - I co zamierzałaś z tym zrobić? Kłamać dopóki... dopóki co? Dopóki nie zabawisz się moim kosztem? - w duchu śmiał się do rozpuku, ale przed nią sprawiał pozory osoby, która była zraniona i zła. Obracanie wszystko w taki sposób, aby inni wychodzili na ludzi żerujących na jego fortunie, to coś, co robił odkąd nauczył się mówić. - Jakiej reakcji się spodziewałaś? Bo szczerze nie rozumiem co można mieć w głowie, żeby kłamać na temat swojego wieku w dwudziestym pierwszym wieku - pokręcił lekko głową, uciekając wzrokiem na bok, aby podbudować wizerunek zranionego. Tyle było już o tym filmów, książek i seriali, ale Marika jak widać niczego się nie nauczyła i teraz musiała zapłacić tego cenę. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Najwyraźniej Marika była mocno naiwna, bo wciąż nie dostrzegała jego złych zamiarów. Świadomość, że on był dla niej taki dobry i kochany, a ona perfidnie go okłamywała, sprawiał, że niejako pękało jej serduszko. Nie czuła się z tym dobrze i na ten moment obiecywała sobie, że już nigdy nie będzie nikogo kłamać. Oczywiście z czasem wyrzuty sumienia pewnie jej miną, ale na razie patrzyła na Remka wzrokiem zbitego psa, wyjawiając mu całą prawdę. Miał prawo się na nią wściekać; sama pewnie zachowałaby się na jego miejscu podobnie. Gdy podszedł bliżej, zestresowała się jeszcze bardziej. Nie odsunęła się jednak, bo za nią znajdowała się już tylko ściana. – Co? Nie chciałam zabawić się twoim kosztem! – zaprotestowała od razu. Nawet nie wpadłaby na coś takiego, bo jego pieniądze nie robiły na niej zupełnie żadnego wrażenia. Jej rodzice może nie mieli wielkiej fortuny, ale powodziło im się bardzo dobrze, więc w całym swoim krótkim życiu Marika nigdy nie zasmakowała życia w biedzie i konieczności odmawiania sobie jakichś przyjemności. – Zamierzałam ci powiedzieć prawdę, serio. Chciałam tylko, żebyśmy najpierw się poznali i polubili. Nie dałbyś mi szansy, gdybyś od początku wiedział, że mam siedemnaście lat – wyjaśniła mu cierpliwie i westchnęła z wyraźnym udręczeniem. Było jej wstyd, była na siebie zła. Nie wiedziała, w jaki sposób zadośćuczynić mu swoje zachowanie, bo chyba jednak przeprosiny nie były wystarczające. – Gdybym od razu powiedziała prawdę, pewnie wyszłoby lepiej – powiedziała, opuszczając wzrok. Zupełnie nie wiedziała, jak powinna się teraz zachować. Wiadome było jedynie, że nie zostanie już dłużej na imprezie, bo aż taką masochistką nie była. Odgarnęła więc włosy i posłała mu kolejne przepraszające spojrzenie. – Wybacz, że zepsułam ci wieczór. Pójdę już – wyciągnęła z kieszeni telefon, żeby sprawdzić godzinę i rozkład jazdy. Pewnie załapie się jeszcze na jakiś autobus do Selkiewa, bo nie było bardzo późno. To, że było ciemno i nie czuła się pewnie, to już inna sprawa. |
|
|
OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best | Zmrużył oczy, patrząc na nią jak na idiotkę. - Gdybyś z tym zwlekała do czasu, aż nie zacząłbym coś do Ciebie czuć, to tylko byś pogorszyła sprawę - wytknął, bo jej tok rozumowania był straszny. Chyba się dziewczyna naczytała zbyt wiele książek młodzieżowych sprzed kilkunastu lat. Może tam kłamstwa były wybaczane przez wzgląd na inne aspekty i angaż w znajomości, ale nikogo nie należało zwodzić dopóki nie będzie się pewnym, że jest się dla tej osoby kimś ważnym. On tak mógł robić, ale różnili się z Mariką tym, że ona nie miała złych zamiarów, a on i owszem. - No i nie znałaś mnie, więc tego nie wiesz - prawda była taka, że wtedy w ogóle by się nią zainteresował. Zdawała się być miłą zwykłą dziewczyną, ale niestety nic poza tym. Złapała go na kłamstwo i okazję do tego, aby się z kimś zabawić. Dodatkowa przestroga, aby nie kłamać ludziom. - Pewnie tak - spojrzał w bok, bo nie chciał jej tak cały czas piorunować wzrokiem. Musiała wiedzieć, że i jemu było z tym wszystkim dziwnie oraz ciężko. - Co? Nie bądź śmieszna. Dopiero przyszliśmy. Może i jestem zły, ale nie zamierzam Cię nadziać na widły i spalić na stosie, bez przesady - wywrócił oczami i dopiero teraz zrobił krok w tył, przestając zaburzać jej sferę intymną. - Napijmy się jeszcze... poznasz parę osób, być może któreś znajomości Ci się przydadzą na studiach, jak już na nie pójdziesz - posłał jej kwaśny uśmiech, ale w ten sposób zamierzał poradzić sobie z nieistniejącym trudem jej kłamstwa. - Zostań - mruknął, nieco ciszej i łagodniej, a następnie wyciągnął do niej dłoń. Minę miał trudną do odgadnięcia, ale tai był zamysł. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Wcale nie chciała rozbudzać w nim jakichś wielkich, romantycznych uczuć, jednak uznała, że lepiej zrobi, jeśli nie będzie wyprowadzała go z błędu. Miłość wydawała jej się na tyle szczerym uczuciem, że wątpiła, by mogła uzyskać je manipulacją. Poza tym, może i Remek naprawdę jej się podobał, nawet bardzo, ale właściwie nie szukała chłopaka, bo jednak głębsze uczucia trochę ją przerażały. – No nie wiem, czy może być jeszcze gorzej – powiedziała tylko wymijająco, wzruszając ramionami. Z jednej strony żałowała tego, jak zachowała się wobec szatyna, ale z drugiej, nie umiałaby odpowiedzieć na pytanie, czy gdyby miała możliwość cofnięcia czasu, postąpiłaby inaczej. Pięć lat, które ich dzieliło, to niby mało, ale niewielu studentów chciałoby chyba zadawać się z licealistką, mając do wyboru dorosłe rówieśniczki. Spojrzała na niego z troską, bo jednak było jej przykro patrzeć na jego smutek, mając świadomość, że to jej wina. Odsunęła się od ściany, gdy Remek wycofał się o krok i zmarszczyła brwi w wyrazie zdziwienia, kiedy zaczął namawiać ją, by została. Myślała, że będzie na nią wściekły i raczej nie będzie chciał spędzać reszty wieczoru czy też nocy w jej towarzystwie. Marice, rzecz jasna, jak najbardziej to odpowiadało, pod warunkiem, że obejdzie się bez jakichś niesnasek. Jego łagodny ton przekonał ją jednak i uwierzyła w to, że może spędzą miły wieczór, po którym Remek postanowi się na nią jednak nie gniewać. Pozostawała jeszcze jedna wątpliwa kwestia. – No okej, ale… Trochę głupio przed twoimi znajomymi, skoro uwierzyli już, że jestem studentką – zauważyła niepewnie, układając swoją dłoń na jego wyciągniętej do niej ręce. Teraz miała jeszcze większe wyrzuty sumienia, bo nie dość, że Remek był kochany, to jeszcze wyrozumiały na jej głupi błąd. O chęć zemsty czy upokorzenia oczywiście absolutnie go nie podejrzewała. Wydawał się na to zbyt uroczy, a może po prostu to Marika była zbyt naiwna? Raczej to drugie. – Jeszcze raz cię przepraszam – dodała. Najwyraźniej naprawdę było jej głupio. |
|
|
OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best | On z kolei nie szukał dziewczyny, nawet jeśli trochę udawał, że tak właśnie było. Po relacji z Mają, która "chodzenie" przypominała, miał już serdecznie dość. Chyba hodował w sobie jakąś słabość do dziewczyn z Selkiewa, ale jak sam twierdził, te ciekawe z Gdańska już zaliczył. Co się zaś tyczyło głębszych uczuć... nie był pewien czy w ogóle je miał. Nie wyobrażał sobie ożenić się z jakąś kobietą i tkwić u jej boku przez całe życie. Może przyjdzie z czasem, a może nie, nie przejmował się tym za bardzo na ten moment. - Racja, hmmm - przygryzł wargę i spojrzał na drzwi do salonu, zastanawiając się jak to rozegrać. - Możemy udawać, że nie było tematu, a jak ktoś zapyta, to no... powiemy prawdę? - gdyby wyszła teraz, to nikt by jej jeszcze nie zapamiętał. Idąc potem na studia, o ile w ogóle tak miało się stać, nie musiałaby się martwić jakąś wątpliwą reputacją w starszych rocznikach. Zostając... musiała się liczyć z tym, że ktoś zapamięta, że była z niej mała smarkula. - Słusznie - odparł tylko z powagą, aby zaraz się cicho zaśmiać. - Chyba nie umiem się gniewać - wzruszył ramionami z udawaną bezradnością. Trochę nie wierzył w to co teraz odstawiał, ale chciał ją jeszcze bardziej omamić i usidlić. Oczywiście mógłby zakończyć na sprawie z wiekiem, puścić ją samą do domu i ruszyć dalej, ale jej naiwność go pociągała. Chciał na niej dalej żerować. Zacisnął palce na jej dłoni i przyciągnął ją lekko do siebie. - Ale już mnie więcej nie okłamuj - poprosił bardzo poważnym tonem i patrząc jej przy tym prosto w oczy. Bo i tak się dowiem. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Gdyby nie cała ta sytuacja, być może mogliby stworzyć całkiem fajną relację. Żadne z nich nie miało oczekiwań względem drugiej strony i mogli po prostu dobrze się bawić, w różnych tego słowa znaczeniach. No ale cóż, Marika zaprzepaściła wszystko swoim kłamstwem i nawet, jeśli wierzyła, że już się na nią nie gniewał, to niespecjalnie liczyła na to, że po dzisiejszym wieczorze ich znajomość nadal będzie trwać. Lepiej miło się zaskoczyć, czy jakoś tak. – Dobrze – pokiwała głową. Po tym wieczorze pewnie zapadnie w pamięć wielu jego znajomym, ale nie sądziła, by kiedykolwiek jeszcze miała ich spotkać, toteż nie zamierzała się tym zbytnio przejmować. Wcale nie chciała studiować prawa – to były marzenia rodziców, nie jej. Ona zupełnie nie wiedziała, co chce robić w przyszłości, a jedynym, co naprawdę ją fascynowało, był taniec. Gdyby jednak powiedziała rodzinie, że chce zostać zawodową tancerką, pewnie skończyłoby się paroma zawałami, a tego wolała uniknąć. Na wybory miała jeszcze coś koło roku, może jakiś pomysł przyjdzie jej do głowy. Kreatywności, jak widać, nie brakowało. – Nie okłamię – obiecała i wspięła się na palce, żeby musnąć wargami jego policzek. Trochę nieśmiało, a trochę kokieteryjnie. Trudno powiedzieć, czy była naiwna zawsze, czy to kwestia uroku osobistego Remka. Generalnie nie dawała sobie w kaszę dmuchać i gdyby na takim kłamstwie przyłapał ją jakiś rówieśnik, pewnie jeszcze zrobiłaby mu awanturę, kompletnie odwracając kota ogonem. Z Remkiem było jednak inaczej; czuła przed nim jakiś respekt – choć kłamstwa na to nie wskazywały – a jednocześnie po prostu ją kręcił. Sam fakt, że był jakkolwiek zainteresowany jej towarzystwem, mocno jej schlebiał i łechtał ego. Poza tym, gdy tak jak teraz dzieliła ich niewielka odległość, a on patrzył jej w oczy, to jednak trochę miękły jej kolana. Była przekonana, że to ona z powodzeniem manipuluje nim, ale jednak prawda była całkiem odwrotna. Być może kiedyś dozna olśnienia, a może to Remek będzie musiał ją w tym uświadomić. |
|
|
OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best | Dobrze, że na nic nie liczyła, bo to mogło ją uchronić przed zamiarami Remka. Chociaż on osobiście wolałby, aby właśnie planowała już w głowie ich ślub. Ranienie kogoś, kto miał duże nadzieje, to był naprawdę zupełnie inny poziom. Kto wie, może jeszcze mu się uda je w niej rozbudzić? Póki co nie wiedział nawet czy spotkają się jeszcze raz. Czy dotrwają do końca imprezy. Wolałby sobie to wszystko misternie ukartować, ale trochę pokrzyżowała mu plany tak szybkim wyjaśnieniem wtopy z wiekiem i musiał improwizować. Łatwo poszło. Marika była chyba zbyt zestresowana i przejęta tym zajściem, bo zdawało się, że zgodziłaby się teraz na wszystko. Dla niego lepiej, ale przez to też nie czuł, że jest to jakieś szczególne wyzwanie. Lubił wygrywać, nie da się tego ukryć, ale no... przydałoby się trochę oporu, jakiś dreszczyk emocji. Nie spodziewał się całusa, ale zareagował na niego uśmiechem. - Czyżbyś próbowała mnie udobruchać? - zapytał i zaśmiał się cicho, kładąc dłoń na jej policzku i gładząc go lekko kciukiem. - Trochę działa - zmarszczył śmiesznie nos, a następnie powoli pochylił się nad nią i pocałował ją w usta. Nienachalnie, aby nie miała pretekstu do odepchnięcia go, ale też nie było to lekkie muśnięcie, bo w przeciwieństwie do niej, nie był już przecież dzieckiem. Odsunął się znowu i westchnął, chyba pozostało im wrócić na imprezę. - Dobra, chodź, bo sobie coś pomyślą - wywrócił oczami. Seks na domówkach był normalnością, ale może nie na ich początku. - A, tak w ogóle, to parę osób na pewno będzie ćpać. Mam nadzieję, że Cię to nie gorszy - spojrzał na nią pytająco. On sam jeszcze się nie porwał na nic, bo bał się stracić kontrolę w zupełności. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Nie liczyła na nic wyłącznie dlatego, że była przekonana, iż Remek nie wybaczy jej tak łatwo. Wcześniej z kolei nie miała wielkich oczekiwań, bo zdawała sobie sprawę, że relacja oparta na kłamstwie nie pociągnie zbyt długo. Teraz, gdy znał prawdę i nie wściekał się na nią, być może jakieś nadzieje się u niej pojawią. Mogła sobie gadać, że nie szuka chłopaka, ale gdy stawała się obiektem zainteresowań starszego, przystojnego i charyzmatycznego studenta, to perspektywa trochę się zmieniała. A to, że Remek naprawdę jej się podobał, nie ulegało wątpliwości. – Tylko trochę? – uśmiechnęła się, ale nie dopytała już o nic więcej, bo zaraz ją pocałował. Takiego ruchu akurat się nie spodziewała i nie zdążyła się na to nastawić, więc z całą pewnością zauważył, że gdy odwzajemniała pocałunek, lekko ugięły się pod nią kolana. Cóż, gdyby to zależało od niej, na pewno nie chciałaby teraz wracać na imprezę. Nie zamierzała jednak wyskakiwać teraz z żadną inicjatywą, bo wydedukowała sobie, że jako spłoszona sarenka działa na niego lepiej. – Nie, nie przeszkadza mi – pokręciła przecząco głową. Bywała na różnych imprezach, również takich, gdzie pojawiały się narkotyki. Sama nawet próbowała kilku rzeczy, choć w sumie nie pociągało jej to jakoś mocno. Wiedziała, że dziś raczej niczego nie weźmie ani nie zajara – nie była w swoim towarzystwie, chciała mieć nad sobą kontrolę. Może chociaż w tym nie pozwoli zmanipulować się Remkowi. – Nie wiem, czy ty też zaliczasz się do tego grona, ale w razie czego ostrzegam, że nie mam prawa jazdy. – Jakoś przecież musieli do Selkiewa wrócić. Jej się akurat nie spieszyło, bo wcisnęła rodzicom, że nocuje u Inki, no ale! Trochę ośmielona pocałunkiem, na który czekała od ich pierwszego spotkania, złapała go za rękę. Wyszli z pokoju, w którym rozmawiali i wrócili do reszty towarzystwa. Nadal starała się nie odzywać zbyt wiele; nie czuła się tu swobodnie ani wcześniej, ani teraz. Jedynym pozytywem było uczucie ulgi, które towarzyszyło jej po tym, jak zdobyła się na szczerość. Teraz będzie już tylko lepiej, prawda? |
|
|
OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best | - Tylko trochę - wyszeptał w jej usta po ich krótkim pocałunku i uśmiechnął się lekko. Poczuł, że dziewczyna na moment jakby się pod nim ugięła, bo oczywiście mu się spodobało. Ciekawiło go co teraz myślała. Ciężko było mu to odgadnąć, bo zachowywała zadziwiający spokój, ale jednocześnie pozwalała mu decydować o wszystkim. Może to jej forma zadośćuczynienia? A może zwyczajnie miała tak pasywną osobowość? Przytaknął powoli, spodziewając się takiej właśnie odpowiedzi. Postanowił jej uwierzyć, choć był świadom prawdopodobieństwa, że ponownie serwowała mu to, co chciał od niej usłyszeć. - Nie zaliczam, bez obaw - uśmiechnął się lekko, jakby rozbawiony tym, że w ogóle mogła go o to posądzić. Miała do tego prawo. Był bogaty (choć pewnie nawet nie zdawała sobie spawy z tego, jak bardzo) i obracał się w dziwnych kręgach, gdzie istniało mało ograniczeń. Może kiedyś przyjdzie czas, kiedy będzie musiał znaleźć szczęście albo ucieczkę w substancji innej niż alkohol, ale na razie nie istniała taka potrzeba.
Impreza przebiegała, jak na jego gust, zbyt spokojnie i nużąco. Nikt nie drążył tematu Mariki, a ona sama również pozostawała bardzo bierna na to, co działo się dookoła. Głównie polegała na nim i musiał przyznać, że zaczęło go to irytować. Dookoła robiło się coraz głośniej i cieplej. Ludzie palili coraz więcej fajek, parę osób wciągnęło po kresce. On jednak z każdą minutą coraz bardziej się wyciszał. Pił niespiesznie, czując jedynie narastające od środka ciepło i z jakiegoś powodu, czystość umysłu. Efekt z reguły bywał odwrotny, ale dzisiejszy wieczór najwyraźniej był wyjątkowy. W pewnym momencie zniknął na trochę w kuchni, przygotowując im drinki. Zastanawiał się nad wsypaniem jej czegoś. Nic ciężkiego, bo nie zamierzał jej wykorzystać wbrew jej woli. Nigdy nie zniżyłby się do tego poziomu, bo nie musiał. Chodziło mu raczej o to, aby zaburzyć jej percepcje... zmusić ją do jakiejkolwiek reakcji. Może jej wiek faktycznie był problemem?
- Jaka jest najbardziej szalona rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłaś? - zapytał entuzjastycznie, siadając ponownie u jej boku i wręczając szklankę z mocnym drinkiem (pozbawionym dodatkowych środków, gwoli ścisłości). Sam upił niemal połowę swojego. Miał w oczach dziwne iskierki. Zmieniła się też jego postawa. Z poważnej i spokojnej, teraz zdawał się być jakiś bardziej.. intensywny? Ale może to tylko kwestia tego, że pozbawił się zbędnych ubrań z górnej partii ciała i siedział wyłącznie w żonobijce (która rzecz jasna była znacznie overpriced, bo nie kupił jej z byle bazaru). |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Nawet, gdyby chciała zataić fakt, że Remek jej się podobał, to chyba nie wyszłoby jej to najlepiej. Robiła do niego maślane oczy zupełnie nieświadomie, a pocałunek tylko podbudował nieco jej pewność siebie – choć nie na tyle, by była gotowa przejąć jakąkolwiek inicjatywę. Nadal miała z tyłu głowy myśl, że go okłamała, przez co czuła się źle. Remek sprawiał wrażenie, jakby już jej wybaczył, co oczywiście bardzo ją cieszyło, ale nie usuwało w całości targających nią wyrzutów sumienia. Gdyby nie cała ta sytuacja, byłaby o wiele śmielsza (i może trochę bardziej wstawiona, co poniekąd się łączyło). Nie czuła się w tym towarzystwie najlepiej. Nie chodziło nawet o snobizm, bo sama była dzieciakiem z dobrego domu, ale... No właśnie, dzieciakiem. Wszystkie dziewczyny nie dość, że były wystrojone, to jeszcze piękne i szczerze mówiąc, nie do końca rozumiała, dlaczego Remek był tu właśnie z nią, skoro pewnie mógł sobie wybierać i przebierać. W każdym razie, trzymała się blisko Mrozowskiego i nie włączała się zbytnio w dyskusje, przez co pewnie sprawiała wrażenie niepotrafiącej imprezować sztywniary. Nie chciała, żeby Remek tak o niej myślał, ale nie umiała odpowiednio się wyluzować. Gdy chłopak zniknął w kuchni, postanowiła wreszcie nie iść za nim. Zamieniła kilka słów z sympatycznie wyglądającą blondynką, po czym usiadła gdzieś z boku, dając sobie chwilę na przejrzenie Instagrama czy innego TikToka. Gdy tylko Remek usiadł obok, uśmiechnęła się, odkładając telefon na bok i wzięła od niego drinka, siadając tak, by móc na niego swobodnie patrzeć. – Wiesz, że między „szalona” a „głupia” jest bardzo cienka granica? – upewniła się, myśląc przez chwilę. – W wakacje pojechałam z koleżanką do Krakowa, tak bez niczego, nawet bez pieniędzy, nikomu nic nie mówiąc. Znaczy, powiedziałyśmy rodzicom, jak byłyśmy już na miejscu. Przenocowałyśmy u jej koleżanki, którą do tamtej pory znała tylko z internetu, ale w sumie było spoko. Nie wiem, czy uważasz to za szalone. W listopadzie jeszcze kąpałam się w morzu w blasku księżyca, a później przez trzy dni miałam gorączkę, ale i tak zrobiłabym to raz jeszcze. Upiła łyk swojego drinka, przyglądając mu się badawczo. Może jej szczeniackie wygłupy nie były dla niego szalone? Naprawdę zależało jej na tym, żeby dobrze przed nim wypadać. – A ty? To pytanie jest wstępem do jakichś szalonych rzeczy? – uniosła z zaciekawieniem brwi. Alkohol przyjemnie ją rozluźnił, odsuwając lekko stres. W oczekiwaniu na odpowiedź, oparła głowę na jego ramieniu, łaskocząc go miękkimi włosami. |
|
|
OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best | - Tak, zdaję sobie z tego sprawę - zaśmiał się pod nosem. Przez chwilę chciał ją zapytać którym przymiotnikiem była ona, ale w porę ugryzł się w język. Jeśli miał być szczery, to nie wydawała mu się ona szalona, choć sama próbowała pewnie sobie wmówić, że taka była; ani głupia, choć popełniała wiele głupich podstawowych błędów, ale to podpinał pod grzeszki bycia nastolatką. Każdy kiedyś wyrastał z naiwności, tak przynajmniej uważał, bo i on kiedyś był bardziej ufny. Wysłuchał jej uważnie, mocno starając się nie parsknąć śmiechem. Przeczuwał, że takie może być właśnie jej wyobrażenie szaleństwa, no cóż. Kąpiel w morzu go pozytywnie zaskoczyła, bo sam lubił to robić. Było coś wyzwalającego w tej bezbronności, kiedy agresywne lodowate fale próbowały porwać się nocą w głąb ciemnej otchłani. - Też lubię kąpać się w morzu - uśmiechnął się do niej ładnie i upił łyka alkoholu, aby nie musieć już dalej komentować. Zaśmiał się, kiedy odbiła pytanie. - Gdybym Ci powiedział, musiałbym Cię zabić - puścił jej oczko, postanawiając zostawić swoje szalone historie na inną rozmowę, o ile w ogóle takowa będzie miała miejsce. Wciąż nie wiedział co z tą Mariką do końca począć. - To pytanie to wstęp do samych głupich i szalonych rzeczy - odparł cicho, bo była na tyle blisko, że nie musiał mówić głośno. Pogładził ją drugą ręką po włosach, a następnie wstał powoli, aby nie zrobić jej krzywdy i dopił drinka. - Zbieramy się, chodź - wskazał głową na drzwi i zaczął się z wszystkimi (istotnymi sobie ludźmi) żegnać. Byli oczywiście zbulwersowani, że już się zbierał, ale impreza i tak była czerstwa, więc nie widział sensu tutaj dalej siedzieć. Wydostanie się z mieszkania trochę im zajęło, ale w końcu weszli do windy, a Remek wcisnął guzik prowadzący na parking. Stanął ramię w ramię z niższą od siebie dziewczyną i patrzył jej chwilę w oczy, aby następnie wręcz się na nią rzucić. W windzie znajdowały się metalowe uchwyty, które służyły podtrzymaniu się, więc skorzystał z tego, że były całkiem dobre wysunięte i chwycił ją za uda, aby następnie ją na tym uchwycie usadzić. Miał nadzieję, że ta instynktownie obejmie go nogami wokół pasa, bo wtedy byłoby im po prostu najwygodniej. Jedną z dłoni przeniósł na jej lędźwie, a drugą ułożył na policzku. Ponownie spojrzał jej w oczy, niewiele przez to wyrażając, aby potem zainicjować pocałunek. Był o wiele bardziej intensywny niż ten w kuchni, ale ufał, że mógł sobie już na to pozwolić. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Nigdy nie zastanawiała się nad tym, jaka jest: szalona, nudna, niewyróżniająca się niczym szczególnym. Najważniejsze było to, że czuła się w sumie całkiem zadowolona ze swojego życia. Zawsze mogło być lepiej, mama mogła na przykład przestać być nadopiekuńcza, ale w ostatecznym rozrachunku było całkiem w porządku. Wiodła całkiem beztroskie, nastoletnie życie, nie miała problemów z nauką, rozwijała swoją pasję, jaką był taniec. Można chyba powiedzieć, że była względnie szczęśliwa. Spojrzała na niego zaintrygowana, zastanawiając się, czym były jego szaleństwa, skoro tak je krył. Liczyła, że o jakimś jej powie, ale gdy tak się nie stało, westchnęła zawiedziona. Nie mogła jednak kontynuować tematu i pociągnąć Remka za język, bo podjął decyzję, że wychodzą. Nie miała nic przeciwko – i tak nie czuła się tu najlepiej, za to coraz swobodniej jej się z nim rozmawiało. Nie wiedziała, czy to kwestia wypitego alkoholu, czy po prostu mieli szansę bliżej się poznać. Wcześniej rozmawiali głównie przez internet, a to w sumie inna sprawa. – Jesteś strasznie tajemniczy – powiedziała, gdy pożegnali się i wyszli za drzwi. Naprawdę intrygowały ją jego przypały, bo w sumie wydawał się dość… stonowaną osobą. Nie sprawiał wrażenia kogoś, kto mógłby robić nierozsądne rzeczy; patrząc na niego, spodziewała się raczej, że miał wszystko dokładnie zaplanowane. Wsiadając do windy, zamyśliła się na moment nad tym, w jaki sposób chłopak planował dotrzeć do Selkiewa. Oboje pili alkohol, Marika nie miała zresztą prawa jazdy. Nie była aż taka szalona, żeby wsiadać do samochodu z kierowcą, który pił. To zresztą nie było szaleństwo, a zwykły brak rozsądku. Nie zdążyła jednak o cokolwiek zapytać, bo Remek zaskoczył ją pocałunkiem, który oczywiście kompletnie odwrócił jej uwagę od czegokolwiek innego. Odwzajemniła go i automatycznie oplotła chłopaka nogami w biodrach, gdy uniósł ją do góry. Zupełnie zatraciła się w całkiem przyjemnych pieszczotach i choć nie robiła sobie w związku z tym żadnych wielkich nadziei, to jednak serce zabiło jej nieco mocniej. Choć siedzenie na uchwycie nie należało do najwygodniejszych, niespecjalnie ją to teraz obchodziło. Wplotła palce w jego ciemne, gęste włosy, napierając lekko biodrami. |
|
|
OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best | - Naah, to tylko taka maska, żeby Ci się bardziej spodobać - powiedział to śmiertelnie poważnie, ale jednocześnie tak, jakby mówił, że ściany w bloku są białe. Dopiero po chwili na nią spojrzał i zaśmiał się pod nosem. - A może nie? - uniósł wysoko brew, tym razem posyłając jej niecne spojrzenie. Miał wrażenie, że dawał jej natłok bodźców i sprzecznych informacji odnośnie swojej osoby. Najpierw się wkurzał, potem robił się milutki, a zaraz potem wyjeżdżał jej z takimi bezpośrednimi tekstami. Coraz bardziej ciekawiło go to, jak go właściwie postrzegała, ale nie była to jeszcze pora na to, aby pytać wprost. Wiele mógł o niej powiedzieć nieprzychylnych rzeczy, ale akurat całowało się ją bardzo dobrze. Miała miękkie pełne wargi, które zachowały na sobie lekki posmak alkoholu i używała dokładnie takiej ilości języka, aby nie przesadzić w żadną ze stron. Sam na moment się rozkojarzył, czując narastające podniecenie. Naparł na nią trochę mocniej i z ust przeszedł na jej podbródek, szczękę i w końcu szyję. Pewnie kontynuowałby dalej, ale winda w końcu wydawała specyficzny dźwięk, a drzwi się otworzyły. Przestał więc momentalnie i wyprostował, ściągając ją ostrożnie z zimnego uchwytu. Posłał jej lekki uśmiech i złapał za rękę, aby następnie ruszyć w kierunku auta. W międzyczasie zmierzwił dłonią włosy, bo od tego zbliżenia się chłopak trochę rozczochrał. - Pojedziemy na przejażdżkę - oznajmił, ciekaw czy będzie miała z tym problem. Regularnie jeździł po pijaku, ale nigdy jeszcze nic mu się nie stało. Gdyby wiedział, że nie jest w stanie, to zdecydowanie by za kółko nie wsiadł, ale dzisiaj czuł się bardzo pewnie. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Spojrzała na niego rozbawiona, bo mimo jego powagi, nie wzięła tych słów na serio. Swoją drogą, choć nie zamierzała mu tego mówić, podobał jej się wystarczająco mocno i nie musiał starać się o jej uwagę. Jeśli już któraś ze stron powinna to robić, to raczej ona, chociaż na ten moment miała poczucie, że Remek interesował się nią wystarczająco intensywnie, by była zadowolona. Rzeczywiście, nie do końca umiała go rozgryźć. Z jednej strony sprawiał, że miękły jej kolana, z drugiej czuła przed nim jakiś niewyjaśniony… respekt, obawę? Nie bała się, że zrobi jej krzywdę, bardziej czuła niepokój i niepewność, co wiązało się z jego nieprzewidywalnością. Skoro tak łatwo zmieniał nastroje, nie wiedziała, czego spodziewać się po nim za chwilę, gdy zostaną już całkiem sami. Może i sprawiała wrażenie niepozornej, ale cóż, mimo młodego wieku miała sporo okazji, by podszkolić się w całowaniu (i pewnie nie tylko). Nie była może jakaś mocno rozwiązła, nikt nigdy nie zrobił jej krzywdzącego slut shamingu, ale zdążyła nabrać nieco doświadczenia, co aktualnie procentowało i bardzo ją cieszyło. Gdyby była jedną z tych nastolatek, które co najwyżej chodzą z chłopcami za rękę, pewnie wieczór z Remkiem stresowałby ją o wiele bardziej. Tymczasem nie czuła żadnych nerwów związanych z tym, że być może dojdzie między nimi do seksu – chociaż nigdy nic nie wiadomo, bo póki co bała się jednak wsiąść z nim do samochodu, mając świadomość, że pił. Z drugiej strony… Czy nie rozmawiali przed chwilą o szaleństwach? I tak musieli jakoś wrócić do Selkiewa. Westchnęła mimowolnie z niezadowoleniem, gdy winda im przerwała. Spojrzała na niego rozmarzonym wzrokiem i ocknęła się dopiero, gdy wspomniał o przejażdżce. Poszła za nim, nie stawiając oporu, ale zmarszczyła lekko brwi. – Jesteś pewien, że chcesz prowadzić po alkoholu? – zagaiła niepewnie, jakby bała się, że wyjdzie na jakąś totalną lamuskę. Takie ryzyko istniało, ale chyba bardziej przerażało ją równie realna możliwość rozbicia się na najbliższym drzewie. Nie wiedziała dokładnie, ile wypił, bo nie liczyła mu przecież drinków; nie wyglądał na mocno porobionego, ale przecież nie znała go też na tyle dobrze, by z powodzeniem ocenić jego poziom upojenia alkoholowego. |
|
|
OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best | - Jestem pewien - skinął głową bez wahania, bo gdyby nie był, to przecież nie znaleźliby się teraz na parkingu. - Nie wypiłem dużo i jakbym wiedział, że nie dam rady, to bym nas nie narażał, bez obaw - posłał jej pocieszający uśmiech, ale... no teraz to jej kłamał, bo nie planował wcale spokojnej przejażdżki do Selkiewa. Czas spędzony z Mariką był tak spokojny, że potrzebował się totalnie odchamić i dostarczyć sobie (przy okazji też jej) sporą dawkę adrenaliny. - Policją się nie przejmuj. Jest tak przekupna jak pokazują to w filmach - wzruszył ramionami. Niejednokrotnie płacił już za zignorowanie mandatu i ten organ władzy nie wzbudzał w nim najmniejszego respektu. ACAB pełną parą. Otworzył jej drzwi, co może i było trochę mdłym oraz przestarzałym gestem, ale pomyślał, że jej się spodoba. Z resztą... musiał ją teraz bajerować póki była okazja, bo za kilka minut pewnie nie będzie już taka wesołą i przychylna jego decyzjom. Sam zajął zaraz miejsce za kółkiem i zapiął pas, a następnie opuścili teren parkingu. Wyjechał na ulice Gdańska, które świeciły pustkami. Minęli jedynie jakiegoś fiata oraz autobus nocny. Jechał wolno, więc w międzyczasie włączył muzykę. Nie wiem jak działają nowoczesne radia w samochodzie, ale no... było one połączone ze Spofify, a z tyłu auta były fajne jakościowe głośniki, więc jakość odsłuchu była przyjemna. Jego wybór padł na Highway to Hell, ciekawe dlaczego. Poczekał aż wyjadą z terenów bardziej zabudowanych i wtedy też przyspieszył, stukając palcami o kierownicę i podrygując lekko głową. Nie kierował się w kierunku Selkiewa, ale możliwe też, że miał swoją własną trasę? Ciężko było określić, ale zdawał się być pewien tego co robił i gdzie jechał. Przyspieszył jeszcze bardziej, powoli osiągając przesadnie wysoką prędkość. Na jednym ze skrzyżowań zahamował do połowy i z piskiem opon zakręcił w prawo, aby potem znów docisnąć nogę na gazie. - Co teraz czujesz? - zapytał z lekkim uśmiechem, samemu mając się świetnie. Serce biło mu nieco szybciej, a o to przecież chodziło. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Informacja o przekupnej policji wcale jej nie uspokoiła. Ewentualny mandat nie był przecież jej zmartwieniem, bo nie ona siedziała za kierownicą. Bardziej martwiło ją ich bezpieczeństwo – i jeśli to świadczyło o braku szaleństwa, to zdecydowanie mogła przyznać, że jest nudziarą. Nie chodziło już chyba nawet o to, że mogła stać im się krzywda, ale gdyby mieli wypadek, o którym dowiedziałaby się jej matka, Marika siedziałaby w domu chyba do trzydziestki. Pani Aramowicz była bowiem przekonana, że jej córka nocuje dzisiaj u Inki, a nie imprezuje ze starszym, w sumie obcym chłopakiem. A że była totalnie nadopiekuńcza, obawy nastolatki były chyba całkiem uzasadnione. Gdy otworzył jej drzwi, posłała mu pełne wahania spojrzenie, ale ostatecznie wsiadła do samochodu i zapięła pasy. Odgarnęła włosy, mocno ze sobą walcząc, żeby nie grymasić. Gdy wyjechali z parkingu, okazało się, że Remek jedzie całkiem płynnie i normalnie, więc przemknęło jej przez myśl, że może przesadzała i że pewnie wcale nie wypił jakoś dużo. Może nawet nie odczuwał żadnego wpływu alkoholu? Rozluźniła się więc na chwilę, ale zaraz kolejne niespokojne myśli zaprzątnęły jej głowę, bo nie dość, że prędkość zaczęła wzrastać, to jeszcze… – …na pewno dojedziemy tędy do Selkiewa? Często pokonywała trasę Selkiewo-Gdańsk i z powrotem, zarówno samochodem, jak i komunikacją miejską. Nie kojarzyła jednak, żeby kiedykolwiek jechała tędy. Mogło to oznaczać, że Remek miał swoją własną drogę, ale jednak nie mogła się oprzeć, by nie zapytać. Nie wiedziała, co czuje. Z jednej strony się bała, bo towarzyszyło jej poczucie bezsilności – to nie ona siedziała za kierownicą, nie miała do dyspozycji hamulców i w żaden sposób nie mogła wpłynąć na sytuację. Z drugiej strony czuła całkiem przyjemną adrenalinę, która po brzegi wypełniała jej ciało mrowiącą euforią. Było w tym coś fajnego, ale nie niwelowało całkowicie poczucia niepokoju. Nie chciała jednak wyjść na strachliwego dzieciaka i stracić kolejnych punktów w oczach Remka. Straciła ich dzisiaj zbyt wiele. – Wolność – powiedziała więc po krótkiej chwili, zaciskając palce na fotelu, który zajmowała. |
|
|
OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best OBRZEŻA 22 187 I want fabulous, that is my simple request All things fabulous, bigger and better and best | Uśmiechnął się lekko, wyczuwając w jej głosie cień obawy. Spodziewał się tego pytania. - Nie - miasteczko było w drugą stronę i nie było co jej kłamać. Noc była jeszcze długa, a on chciał zrobić coś spontanicznego. Im dalej byli od Selkiewa, tym więcej miał na to czasu i możliwości. Wahał się nad swoją dalszą postawą. Czy mógł już być sobą? A może zamiast kuszącej odsłony, powinien był przybrać inną maskę? Opcji było wiele, może zbyt wiele. Dodał gazu i spojrzał na nią, marszcząc lekko brwi. - Kłamiesz - skwitował z przekonaniem. Nie brzmiała ani nie wyglądała na kogoś, kto czuł się wolny. Stopniowo coraz bardziej zwiększał prędkość. Przejechał dwukrotnie na czerwonym, więc mieli szczęście, że na ulicach nie było nikogo. - Miałaś już nie kłamać - jechali teraz prawie tak szybko, jak samochód był w ogóle w stanie. Remek skupiał się już o wiele bardziej na drodze, ale sam był świadom, że stąpał po cienkim gruncie. Nie widział z oddali, że ktoś nadjeżdża ze skrzyżowania. Kiedy się zorientował, hamowanie było już niemożliwe. Wyprostował się więc na siedzeniu i wdepnął gaz z całej siły, pędząc z nadzieją, że uda mu się go wyminąć. Samochód zaczął trąbić i zwalniać, aczkolwiek również był na tyle rozpędzony, że po prostu by nie wyrobił. Mrozowski krzyknął głośno z ekscytacją i zamknął oczy... Udało się. Brakowało kilkunastu centymetrów, aby się nawzajem uszkodzili, ale szczęście im sprzyjało. Po kilkunastu sekundach zwolnił i tym razem stanął na kolejnych światłach. Zaśmiał się głośno i spojrzał na Marikę. - Okej, to było fajne |
|
|
| |