|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Choć w ostatnim czasie Marika żyła od weekendu do weekendu, a każdy kolejny spędzała na mniej lub bardziej szalonych imprezach, tym razem – ku uciesze królowej matki – postanowiła spędzić piątkowy wieczór inaczej. Nie miała ochoty na tłumne towarzystwo, ale jednocześnie nie chciała też siedzieć sama i zamulać z laptopem czy książką, więc zaprosiła na nocowanie Inkę. Zapowiedziała jej, że będą oglądały filmy z największymi przystojniakami Netflixa i zrobią sobie domowe SPA, więc odkopała wszystkie maseczki, które kiedyś kupiła (połowę musiała wyrzucić, bo straciły datę ważności) i naszykowała jakieś przekąski. No i wino, więc miała nadzieję, że mama nie będzie zaglądała do nich co chwila pod pretekstem poczęstowania ich ciastkami albo inną szarlotką z lodami. Serio, jej mania kontrolowania potrafiła uprzykrzyć życie nawet osobom o anielskiej cierpliwości, a co dopiero Marice. Posprzątała nawet w pokoju, bo ostatnio nie miała czasu na takie przyziemne sprawy i gdy Inna dotarła na miejsce, zaraz poszły na górę, żeby nie wdawać się w kurtuazyjne dyskusje z panią Aramowicz. Zamknęła za nimi drzwi, bo nigdy nie zostawiała ich otwartych (w sensie, nie, że zamykała się na klucz) i rozejrzała się po pokoju, jakby rozważała, od czego zacząć. – Nie wybierałam w sumie żadnych filmów, bo jak zwykle nie jestem na bieżąco z nowościami, ale zaraz coś znajdziemy – powiedziała, włączając laptopa i podsuwając go w kierunku Inki. – I mam nadzieję, że znasz się na maseczkach trochę bardziej niż ja, bo mam cały asortyment, ale nigdy nie wiem, jaka do czego jest. Na każdej jest napisane to samo. Zmarszczyła lekko brwi. Może i umiała zrobić sobie szałowy makijaż i prawie idealne kreski, ale jednak kosmetyki pielęgnacyjne czasem ją przerastały. Nie stosowała ich zbyt wiele, bo miała dość wrażliwą cerę, więc wystarczyła jej znajomość tego, co z powodzeniem stosowała od dłuższego czasu. – O, a a propos upiększania się i w ogóle, to ostatnio czytałam, że można WYPALAĆ rozdwojone końcówki. Słyszałaś coś o tym? Bez sensu, jak to tak w ogóle, że podpalasz i nie jara ci się zaraz cała głowa? – Pamiętała, że miała o to zapytać Inkę i nawet udało jej się nie zapomnieć. Usiadła po turecku na łóżku, odłamując sobie kawałek czekolady z orzechami laskowymi, po czym pochyliła się za łóżko i wyciągnęła spod niego butelkę jakiegoś słodkiego wina, żeby Inka sobie nie myślała, że oferuje jej tylko słodycze! – Nie jest to może wino z Maryjką, ale całkiem dobre. Tylko zapomniałam przynieść kieliszków, ale spoko, nie mam żadnej eboli ani nic – zapewniła ją, majstrując przy otwarciu butelki. @Inna Markowicz |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu | osiem kobiet, jeden pokój, a ja ciągle chcę dziewiątej- Jaaa ostatnio tak bardzo nie mam czasu na netflixa - jęknęła, opadając na łóżko i wbijając od razu spojrzenie w laptopa. Nieliczne wolne wieczory miała poświęcać nauce do tej przeklętej matury z matematyki, do której ciągle przekonywała ją Jagoda, nieustannie jednak któryś z kumpli wpadał niezapowiedzianie, a to, żeby mu podcięła włosy, a to, żeby się pożalić na jakieś randki innej dziewczyny i w ten pokręcony sposób Inka została jakimś doradcą w sprawach codziennych, a nieprzejrzane zbiory zadań jak leżały, tak leżały. - Powiem ci szczerze, że ja nie widzę jakiejś niesamowitej różnicy na dłuższą metę po żadnej z nich - wzruszyła ramionami, przypominając sobie o swojej kolekcji wszelakich saszetek z maseczkami, które kupowała za każdym razem, kiedy znalazła się w Rossmannie, kierując się głównie ich wyglądem, albo sugerowanym zapachem, nie żadnym działaniem, czy typem cery. Miała to szczęście, że po krótkim wysypie różnych syfów na twarzy na przełomie gimnazjum i szkoły średniej, nie musiała się martwić podrażniającym działaniem kosmetyków, nie zwracała więc na to szczególnej uwagi. - Że można co? - uniosła zaskoczona brew, wyglądając pewnie jakby próbowała rozwiązać skomplikowane działanie matematyczne. - No co ty, to jakaś internetowa bujda, jak podpalisz włos, to bardzo szybko możesz go spalić do samej cebulki. Śmierdzi to niemiłosiernie i nie ma żadnego zastosowania, wystarczą ostre nożyczki - jako, że ja moje włosy tylko i wyłącznie myję, więc nie mam bladego pojęcia, przyjmijmy, że to było oficjalne stanowisko włosowych ekspertów. - O, widzę, że nawet odkręcane - żeby się nie musiały szczególnie męczyć z jakimś korkociągiem, którego Inka na przykład używać nie potrafiłą, zdecydowanie lepiej radząc sobie już z butem. - Wiesz w ogóle, że ostatnio wplątałam się w sytuację sam na sam z Adaśkiem? Nie, żeby się zadziało coś strasznego, albo coś, ale nie wiem, dziwnie nie? - postanowiła podzielić się pobieżnie swoją historią z pijackich poszukiwań Jagody na imprezie, bo przecież nie codziennie spędzała czas akurat z Szawułą. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Spojrzała na przyjaciółkę ze współczuciem, bo rzeczywiście, spędzanie większości wolnego czasu z nosem w podręcznikach nie należało do najprzyjemniejszych. Marika miała to szczęście, że wchłaniała wiedzę naprawdę szybko i bez problemów – jasne, niektóre przedmioty szły jej ciut oporniej, ale generalnie nie miała większych kłopotów z nauką. No ale była w drugiej klasie liceum; przed maturą niewątpliwie będzie musiała przysiąść trochę bardziej. – No to dzisiaj będziesz miała okazję nadrobić wieczory bez Netflixa – uśmiechnęła się, mając nadzieję, że zabrzmiała chociaż trochę pociesznie. Pewnie nawet zdarzało jej się tłumaczyć Ince jakieś matematyczne zagadnienia, które sama zdążyła już przerobić, ale dzisiaj zdecydowanie miały w planach czilerę utopię. – Ja też nie, chociaż ja po prostu je kupuję, a później składuję na dnie szuflady i dziwię się, że nie działają – westchnęła, no ale cóż, chyba wiele osób tak robiło. Podziwiała niejako te wszystkie dziewczyny, które regularnie stosowały maseczki i miały asortyment kosmetyków na każdą porę dnia. Ona na bank by się w tym wszystkim pogubiła. – Taaak myślałam. Dobrze, że nie postanowiłam wypróbować tej innowacyjnej metody, bo przez chwilę to rozważałam – przyznała, chociaż trochę wstyd, że dała się nabrać, no ale nie znała się na fryzjerstwie kompletnie. Gdyby nagle stała się łysa i to przez własną głupotę, to chyba nie wyszłaby z domu nawet w czapce, dopóki włosy by nie odrosły. – Tak, bo zwykle kiepsko idzie mi pieprzenie się z tymi dzikimi korkociągami, a tak jest szybciej, co oznacza, że można szybciej pić – oznajmiła triumfalnym tonem, podsuwając Ince pod nos otwartą butelkę; nawet nie zajeżdżało siarką, więc całkiem niezły standard! W międzyczasie odwróciła w swoim kierunku laptopa, żeby poprzeglądać jakieś filmy, ale gdy Inna wspomniała o Adamie, uniosła wzrok znad komputera i spojrzała na nią zaintrygowana. Pewnie była całkiem na bieżąco, o co tam między nimi chodziło, więc więc oczywiście była chętna na update. – A jak to się stało w ogóle? W sensie, że zostaliście sam na sam – zapytała na wstępie, usadawiając się wygodniej na miękkim łóżku. |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu | - Bo one tak ładnie wyglądają, nie? I tak kuszą, że myślisz, sobie, że MUSISZ je wziąć, a potem nie chce ci się nigdy czekać piętnastu minut - albo włosy się zawsze przy okazji upaćka, albo jakąś koszulkę, zapomni, ze ten wyznaczony czas już minął i trzeba się zabrać za ściąganie, wszystko działało właściwie na niekorzyść maseczek do twarzy, już z tymi do włosów było dużo łatwiej - kiedy czekało się na spłukanie, wystarczyło dokończyć branie prysznica, czy kąpieli. - Innowacyjne metody mają to do siebie, że często nie są sprawdzone przez nikogo, oprócz kilku dziewczyn na tiktoku, a takim ekspertom to ja nie ufam - no chyba, że chodziło o sposób na jedzenie tortilli, który podchwyciła sama Jessica Polonez, właścicielka marki Fruit Of The Veclaim, ale wiadomo, tu chodziło o zupełnie inne rzeczy. - Iii co jest najlepsze, można potem zamknąć i nie wietrzeje! - a to już w ogóle był win-win, szkoda tylko, że w mieszkaniu Markowiczów, a raczej w ich lodówce, ciężko było szukać miejsca na butelkę wina. Trochę przez to, że mama zawsze kręciła nosem, że zajmuje miejsce, a trochę przez to, że nie ufała braciom, że jej nie podpiją. Bruno w ogóle jakiś był podrabiany, doklejony do rodziny, nie było się co dziwić. - Złapałam go za rękę i zaciągnęłam w miejsce, gdzie byliśmy sam na sam - odpowiedziała na to pytanie w duuużym skrócie, ale nie za bardzo mijała się z prawdą i z tej okazji pociągnęła pierwszego, dosyć dużego łyka z butelki, bo tak na trzeźwo, to się jakoś nie dało. Niby sama sobie to wszystko zrobiła, niby była przy tym pijana, niby nic tak strasznego się w międzyczasie nie wydarzyło, ale jakoś po prostu musiała tę sprawę przegadać, a jako, że z Jagodą z dosyć oczywistych względów (przyjaźni z obiema stronami) na temat Szawuły nie rozmawiała wcale, odpaliła się przy Marice. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Przytaknęła przyjaciółce skinieniem głowy. Z maseczkami było po prostu dużo zachodu, a Marika nie należała do osób, które potrafiły zająć się czymkolwiek pożytecznym, gdy coś lepiło jej się do twarzy. Najwidoczniej nie było jej pisane upiększanie się, a może natura dawała jej znaki, że była już wystarczająco piękna? Chyba w ten sposób najłatwiej było rozumować, +10 do samopoczucia. – Nie no, niektóre patenty z TikToka się sprawdzają. Na przykład te różne makijażowe, które ułatwiają malowanie się. Biorąc pod uwagę moje słabe umiejętności w tej materii, to w sumie całkiem przydatne. No ale co racja, to racja, jeśli chodzi o włosy, to chyba lepiej nie eksperymentować. Załamałabym się, gdybym miała być łysa — przesunęła kosmyk włosów między palcami. W ich pielęgnowaniu też nie była ekspertką, włosing szedł jej raczej opornie i nie ogarniała zasad olejowania, więc go nie stosowała, ale nie miała jakichś brzydkich i poniszczonych włosów. No i w tej kwestii zawierzała się jednak Ince. Zaśmiała się, bo możliwość zakręcenia butelki wina tak samo jak tej z wodą była jednak nieoceniona. Co prawda, Marika nie trzymała alkoholi w lodówce, bo rodzice, ale to nawet lepiej – jak chowała napoczętą butelkę w jakiejś torbie czy w ciuchach, to nie musiała martwić się, że zawartość się wyleje. O ile odpowiednio mocno zakręcała. Teraz jednak niespecjalnie obchodziły ją wina, maseczki i spalone włosy, bo o wiele ciekawszym tematem wydawał się ten dotyczący Inki i Adasia. Mari znała się z obojgiem – jej rodzice kumplowali się z rodzicami chłopaka, więc dzieciaki często musiały bawić się razem. Wtedy się nie znosili, teraz mieli raczej koleżeńskie relacje, jednak nie należały one do najbardziej zażyłych. Tym bardziej, że Adaśka przez jakiś czas w Selkiewie nie było. No ale skoro wrócił, to Marika będzie mogła mówić mamie, że idzie na imprezę z nim i on na pewno ją później odprowadzi, więc bez nerwów. Profit. – No dobra, a jak już go zaciągnęłaś, tooo...? – uniosła wyczekująco brwi, bo jak by nie patrzeć, Inka przerwała w najciekawszym momencie. Nie do końca ogarniała, na jakim etapie były teraz relacje tej dwójki, ale gdyby doszli do porozumienia, to... chyba spoko, nie? |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu | - Wiesz, to zależy - jeden rabin mówi tak, drugi rabin mówi tak. - Ale jeśli ten eksperyment zakłada zniszczenie włosów jako jedną z opcji, zdecydowanie nie ma co. Tik tok nadaje się do tych wszystkich patentów, jak wpleść wstążkę, zrobić dobrego koka, albo coś w tym stylu, ale paleniu bym nie ufała - sama doskonale pamiętała jak przypaliła sobie kiedyś kosmyk włosów od świeczki. Niepowtarzalny swąd, brak włosów i jeszcze łysy kawałek skóry przy czole zdecydowanie zachęciły ją do uważania przy ogniu. I chociaż widziała na youtube jakieś tricki z przypalaniem u barbera, ona absolutnie nie zamierzała się w to bawić. Ani trochę. - No dobra, ale to też nie tak od razu, że ja wiesz - spojrzała na Marikę porozumiewawczo, a przynajmniej miała nadzieję, że porozumiewawczo, bo przecież nie chciała Adaśka zwabić do tej przeklętej piwnicy, żeby odtworzyć scenkę z filmu, gdzie wyjaśniają sobie wszystko i zakochują się w sobie na nowo. - Po prostu zgubiła mi się gdzieś Jagoda w tym wszystkim i musiałam ją... no wiesz, musiałam ją znaleźć. A nie znałam tam za wiele osób, więc złapałam Adama, weszliśmy jakiemuś typowi do łazienki w ogóle, fu, kto nie zamyka drzwi w łazience? - aż ją nieprzyjemny dreszcz przeszedł na to wspomnienie. I chociaż była wtedy pijana, to ten niezręczny moment, który będzie pewnie wspominała w przypadkową noc o trzeciej, kiedy nie można zasnąć. - A on powiedział, żebyśmy poszli do tamtych drzwi, bo tamte to wyglądają, jakby Jago mogła tam siedzieć. I to była piwnica, weszliśmy, ja się rozglądam po tych schodkach, on zamknął drzwi i problem był taki, że nie dało się ich za bardzo otworzyć, to znaczy, nawet nie "za bardzo", tylko wcale się nie dało - taka historia zaciągnięcia chłopaka w ustronne miejsce, zaczęta tą jedną złą decyzją, żeby w ogóle do niego podejść i poprosić o pomoc, ale bez telefonu, torebki i przyjaciółki, w tłumie obcych ludzi, mogła co najwyżej skończyć jak ten dostawca pizzy z nowego filmu na netflixie z Wieniawą. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Pokiwała ze zrozumieniem głową, ciesząc się, że w ogóle postanowiła najpierw zapytać Inkę o zdanie, a nie wypróbować czaderski „patent” i później biec pod przyjaciółki, żeby ją ratowała. Z tym ratowaniem mogło być zresztą kiepsko, skoro nie miałaby połowy włosów, a jej głowę przyozdabiałyby liczne łyse place. Może i nie była próżna, wiedziała, że liczy się o wiele więcej niż tylko sam wygląd i tak dalej, ale no… Bez przesady, tak? Akurat włosy były tym, co bardzo w sobie lubiła, więc musiała pamiętać, by darować sobie jakieś dziwne eksperymenty. Ponownie pokiwała głową, bo absolutnie nie podejrzewała Inki o jakieś niecne zamiary wobec Adasia czy kogokolwiek innego. Niemniej jednak, była ciekawa szczegółów i zamierzała o nie wypytywać, aż nie będzie usatysfakcjonowana. Albo aż nie zobaczy u Inki dyskomfortu, no bo bez przesady, była ciekawa – przegadały o tym Adamie milion nocy przecież! – ale nie chciała, by przyjaciółka czuła się jakkolwiek nieswojo. – Coraz dziwniejsze te wstępy do pornoli – mruknęła, ale zaraz zaśmiała się i posłała dziewczynie przepraszające spojrzenie. – Dobra, nie będę zadawać głupich pytań w stylu: „o nie, no i co, wydostaliście się???”, bo nie chcę być głupią blondynką z amerykańskiego filmu, aleee zdecydowanie interesuje mnie, co tam robiliście, zanim się wydostaliście. Zafalowała brwiami i wzięła od niej butelkę, żeby upić łyk wina, po czym wpakowała do ust kolejny kawałek czekolady. Mogła się opychać, bo i tak stroną mówiącą była Inna, co aktualnie jak najbardziej jej odpowiadało. Zaraz jednak natchnęło ją na jeszcze jedno pytanie, więc uniosła palec wskazujący, dając nastolatce znać, żeby jeszcze się wstrzymała. Przełknęła i zapytała: – No i co z Jagodą? Znaczy, domyślam się, że się znalazła, ale powiedziała, gdzie ją wcięło? – zainteresowała się, bo ona w podobnej sytuacji pewnie by spanikowała i nie pomogłoby jej nawet zamknięcie się z crushem (mój edytor tekstu poprawia mi na „chrustem” XD) w piwnicy czy innej windzie. |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu | - Nooo, powiem ci, że mi wtedy nie było wcale do śmiechu - wywróciła oczami, bo może jeszcze parę miesięcy temu nabrała się na urok osobisty Szawuły, po raz kolejny zresztą, ale teraz miała Staszka na głowie, a raczej to, że Staszek coś wcale jej nie odpisuje. - Nic z rzeczy, które chodzą ci po głowie, z pewnością. Poza tym, chyba jednak trochę mi odbiło, ale serio, był strasznie wkurwiający, a ja sobie mogę mówić ile chcę, że przecież to nic takiego i jest między nami okej, ale zachował się jak świnia, więcej niż raz, może powinnam być mądrzejsza, chociażby po jego powrocie, ale nie byłam. No i mi się ulało - rozłożyła ramiona na boki bezradnie. - Ale nie tak dosłownie ulało! Całkiem sprawnie trzymałam alko w kubku - jak na prawdziwie pijaną osobę przystało, bardziej przejmowała się zawartością swojego kieliszka, niż tym, że siedzi zamknięta boso w jakiejś piwnicy z byłym-niedoszłym. - A Jago po prostu przepadła, typowo imprezowo, więc chyba nie ma się tym co przejmować, cała i zdrowa - ale napędziła Markowiczównie wtedy porządnego stracha, w końcu kto tak się zachowuje, oprócz tego, że każdy, kto nie potrzebuje niańczenia na imprezie, gdzie jest mnóstwo ludzi? Inka poszła tam z przyjaciółką i nie do końca znała innych ludzi, zupełnie naturalnym więc było dla niej szukanie swojej towarzyszki szczególnie, że miała też przy sobie jej torebkę. Albo wcale tak nie było? Ten moment imprezy miała dosyć rozmyty. - I nie powiem, żeby śmiechom nie było końca, jak nie mogliśmy otworzyć tych drzwi, bo ja bez rajstop, bez butów, bez telefonu, poza tym, to w ogóle było jakieś zadupie i nawet nie dało się znaleźć zasięgu, masakra - aż się wzdrygnęła, bo szukanie tej jednej kreski na telefonie, żeby chociaż wysłać smsa kojarzyło się jej głównie z wycieczkami Markowiczów w rodzinne strony, gdzie na wsi u dziadków rzeczywiście nie było tak łatwo złapać sygnał z vodafone, a co dopiero do kogoś dzwonić, kiedy połączenia zagraniczne były tak cholernie drogie, a nikt wtedy jeszcze nie operował żadnym messengerem. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Była w stanie wyobrazić sobie, że w momencie, gdy to wszystko się działo, Inna musiała być przerażona. Sama pewnie czułaby się podobnie na jej miejscu, no ale! Wiedziała, jaka była przeszłość Markowiczówny i Szawuły, więc musiała się upewnić, czy przypadkiem ten wypadek nie sprawił, że uczucia wróciły. Nie, żeby zamierzała się na ten temat jakkolwiek wymądrzać, w końcu nic jej do tego, po prostu była ciekawa. Wiadomo, ploty zawsze spoko. – Może to i dobrze, że powiedziałaś mu, co myślisz? Znaczy, wiesz, uważam, że masz prawo być na niego zła i całkiem spoko, że go o tym poinformowałaś. Może następnym razem będzie mądrzejszy, jeśli nie w stosunku do ciebie, to do innej dziewczyny – wzruszyła ramionami, choć wspomnienie o innej dziewczynie było chyba przygnębiające i mało rozsądne. Może i nie była jakąś ekspertką od związków i w ogóle relacji damsko-męskich, ale wiedziała na pewno, że warto być szczerym i wyrzucić z siebie pewne rzeczy. To było chyba po prostu zdrowe i pozwalało uniknąć niedopowiedzeń. – Najważniejsze, że wszystko skończyło się dobrze. Ale ja to chyba jestem uzależniona od elektroniki, bo w takiej sytuacji bez telefonu umarłabym ze strachu – zmarszczyła lekko brwi. No bo halo, nawet zamknięcie z fajnym chłopakiem nie było zbyt fajne, skoro nie wiadomo było, kiedy będzie można się wydostać i nie miało się możliwości wezwania pomocy. Pewnie wystarczyłoby zachować zimną krew i udałoby się znaleźć jakieś wyjście z potrzasku, ale w sumie trudno wymagać trzeźwego myślenia od pijanych nastolatek (a taki był obraz Mariki na imprezach właśnie). – No i… Jesteś pewna, że już zupełnie nic do niego nie czujesz? Przeszło ci tak na sto procent? – zapytała, zupełnie, jakby wspólne zamknięcie się w piwnicy miało rozwiewać wątpliwości na temat tego, czy jeszcze się coś do danej osoby czuło, czy już zupełnie nie. Wbiła w przyjaciółkę zaciekawiony wzrok, bo jednak serce nie sługa i nawet, jeśli Adam Inkę skrzywdził – i to więcej niż raz! – to wcale nie znaczyło, że już nie żywiła do niego żadnych romantycznych uczuć, nie? |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu | - Taaaak, zdecydowanie widać po nim poprawę, na przykład jak wrócił z tej Portugalii - no zupełnie inny człowiek - rzuciła mocno ironicznie, bo wcale nie uważała, żeby przez jakąś ich rozmowę Adaśko miał się zmienić. I bardzo chciała to zaakceptować. Kwestia jej uczuć, to była tylko jedna strona medalu, bo nie wiedziała jak mogła być zakochana w chłopaku, który zrobił ją w balona i jeszcze drugi raz zaplątać się w to wszystko, ale jak widać, dało się, nic niemożliwego dla Innej. Z drugiej jednak strony, jego zachowanie było dalekie od akceptowalnego i nawet jeśli nie chciała psuć atmosfery wśród znajomych, najzwyczajniej w świecie nie potrafiła tak do końca zapomnieć i Szawuły wybielić. - Wiesz, ja niby też, ale to nie tak, że zgubiliśmy się gdzieś pośrodku lasu, albo byliśmy porwani, więc nic takiego złego chyba nie mogło się nam stać - bo w to, że chłopak nie podniósłby na nią ręki nie wątpiła ani trochę, a oprócz ogólnego rozdrażnienia i kłótni, raczej nic strasznego nie miało się wydarzyć. - Jezu, Marika! - westchnęła, zaskoczona, że w ogóle to zasugerowała. - Nie jestem aż taka popieprzona, żeby pchać się w to po raz kolejny, szczególnie, że wiem jak by się skończyło. On by mi powiedział, że coś źle zrozumiałam, ja bym przepłakała tydzień w poduszkę i tyle - historia lubiła się niestety powtarzać, więc Markowiczówna miała na swoim koncie kilka takich sytuacji. - Ale, o dziwo, pijana jestem jakaś rozsądniejsza, może to kwestia tego - w końcu w przeszłości zdarzało się jej trochę robić maślane oczy do Adama, ale na tamtej imprezie? Nic takiego się nie wydarzyło, co mogła uznać chyba za swój osobisty sukces, w końcu pewnie nie tylko w kręgu jej najbliższych znajomych krążyła opinia o tym, że jest kochliwa, a do tego nie chciała się potem żalić Iwanowi (co niechybnie miałoby się zdarzyć), że kolejny facet złamał jej serce, za bardzo dbała o brak startych kostek na jego dłoniach. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Być może Marice trudno było zrozumieć wszystkie te gadki o zachowaniu Szawuły. Dla niej Adaś od zawsze był po prostu kumplem – za dzieciaka go wprawdzie nie znosiła, bo musiała spędzać z nim czas, ale później jej przeszło – i w tej roli sprawdzał się zupełnie spoko. Nie podobało jej się to, jak potraktował Inkę i pewnie dogryzała mu w tym temacie przy każdej okazji, ale też mimo wszystko nie uważała, żeby musiała go teraz nienawidzić, choć sporo stracił w jej oczach. Nie chciała obierać w tej sytuacji stron, ale, no cóż, trudno było wskazać w tej sytuacji innego winnego niż Adam. – Nie no, nie mówię, że od razu się zmienił, ale wydaje mi się, że każde doświadczenie czegoś uczy, nawet w jego przypadku – wzruszyła ramionami. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby chłopak się ogarnął i wrócił do Inki, we wszechświecie zapanowałaby harmonia, a Mari nie musiałaby się martwić, że urazi którąś ze stron, wspominając o tej drugiej. Nie liczyła jednak na taki rozwój wydarzeń, bo rzeczywiście, Inna głupia nie była, a cała ta sytuacja chyba na dobre wyleczyła ją z niespełnionej miłości. – Może to nie kwestia nietrzeźwości, tylko tym razem wyleczyłaś się, no wiesz, na dobre? Takie procesy wymagają czasu i może wreszcie ten czas przyszedł – zauważyła, mając nadzieję, że rzeczywiście tak było. Nie chciała, żeby jej przyjaciółka cierpiała, a skoro wszystko wskazywało na to, że udało jej się ogarnąć, no to spoko. Ale skoro miała opinię kochliwej, to pewnie Aramowicz przypuszczała, że lada moment w jej życiu pojawi się ktoś inny. W chwilach patrzenia na miłosne rozczarowania koleżanek, cieszyła się, że ona sama nie miała parcia na związek. – W każdym razie, skoro już cię do niego nie ciągnie, to chyba oszczędzisz sobie rozczarowań i nerwów, nie? Bo tak czy siak będziecie się widywać, przecież nie dość, że Selkiewo jakieś wielkie nie jest, to jeszcze macie wspólnych znajomych. – Sięgnęła po dwie takie same maseczki, które podobno miały zapewnić głębokie nawilżenie i podała jedną z nich przyjaciółce. |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu | - Niech mu się tam wiedzie i niech sobie znajdzie jakąś inną laskę, którą będzie zwodził, ale w sumie może masz rację, może po prostu już tak o nim nie myślę, bo trochę zapomniałam - nie wiadomo, że niezależnie od tego jak chciała myśleć, na samym początku była po prostu na chłopaka wściekła i jakakolwiek złość, którą próbowała w sobie tłumić, dalej w niej była. To nie tak, że wszystko magicznie wyparowało, bo Inna postanowiła wyzbyć się uczuć do Adama. Złamał jej serce, dosłownie tak, jak we wszystkich komediach romantycznych dla nastolatek. Przez kilka dni wolała siedzieć w domu, trochę popłakała, dobijała się smutnymi piosenkami i unikała kontaktu ze znajomymi, ale przecież wszystko się z czasem zmienia. - To jest jakieś przekleństwo w ogóle. Gdzie się nie pójdzie, tam ta jedna znajoma twarz, której wcale nie chciało się widzieć, nie znoszę - pokręciła głową, myśląc o wszystkich sytuacjach, kiedy zwyczajnie nie miała ochoty na spotkanie, a jednak nie dało się kogoś uniknąć. Niebezpiecznie było też robić sobie wrogów, bo koniec końców każdy był czyjąś siostrą, sąsiadem, najlepszą przyjaciółką, albo kumplem od piaskownicy i, tak jak w przypadku Szawuły, nie miała praktycznie żadnych bliskich osób, które nie były z nim powiązane, więc każda próba wygadana się, była nieco niezręczna, bo chociaż wewnętrznie krzyczała, nie chciała robić scen i dramatów na całe miasteczko, a tym właśnie mogło się to skończyć. - Dlatego coraz częściej chodzi mi po głowie, żeby się wyprowadzić, wiesz? - sięgnęła po maseczkę, odwracając opakowanie, żeby przeczytać instrukcje. - Chciałabym podróżować, zobaczyć świat, poznać ludzi, no i wiadomo, dalej chcę, ale to nie jest proste, a jak patrzę na Selkiewo, to w ogóle nie widzę żadnych potencjalnych atrakcji - wzruszyła ramionami. Co tu mogła robić? Właściwie nic. Obok był Gdańsk, ale bliskość z rodzinnym miasteczkiem nie ułatwiała tego nowego startu, a jakby zamieszkała w takiej Warszawie, albo Krakowie, czy Poznaniu, to wszystko byłoby łatwiejsze, bo trawa przecież też zawsze bardziej zielona jest po drugiej stronie, prawda? |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | W Selkiewie wszyscy się znali – to niezaprzeczalny fakt. Czasem było to męczące i problematyczne, bo niektórych konfliktów rzeczywiście trudno było uniknąć. Później robił się kwas w towarzystwie i rzeczywiście było niefajnie. W większych miastach pewnie wyglądało to podobnie, bo każdy miał swoją paczkę, ale jednak w razie czego każdy miał też inną opcję. Marika nie zamierzała tu zostać, nawet, gdyby studiowała w Gdańsku. – A może tym razem trafi na taką, która utrze mu nosa? Nie wiem, na przykład będzie miała pełno innych adoratorów, czy coś. Nie życzę mu tego, ale wierzę w karmę – wzruszyła ramionami. Jasne, że nie życzyła Adasiowi źle, ale z drugiej strony uważała, że gdyby ktoś kiedyś potraktował go podobnie, jak on Inkę, to mógłby się czegoś nauczyć. Pytanie tylko, czy rzeczywiście wyniósłby z tego jakąś lekcję, czy może by to po nim spłynęło. Raczej była skłonna pomyśleć o drugiej opcji, choć przecież chłopcy też mieli uczucia, nie? – Te podróże brzmią całkiem fajnie. I może nawet nie trzeba mieć jakichś wielkich pieniędzy, tylko łapać okazje – zamyśliła się na moment, bo czytała takiego bloga, na którym dziewczyna opisywała między innymi swoje podróże za niskie pieniądze. Zawsze zazdrościła ludziom dobrej organizacji, bo gdyby ona miała wybrać się w podróż po kosztach, to pewnie napytałaby sobie biedy albo wylądowała w jakimś burdelu czy została pozbawiona nerki. Nie, żeby była jakąś totalną sierotą, no ale… – A to chciałabyś wyprowadzić się zagranicę czy osiąść w jakimś polskim mieście? – zainteresowała się, bo podróże podróżami, ale gdzieś chyba Inna planowała mieć dom. Chociaż są osoby, które nie zagrzewają miejsca na dłużej przez całe życie i to też wydaje się całkiem spoko. Akurat dla Mariki nie było to opcją, ale Inkę chętnie by wspierała i marudziłaby jej o pocztówki z każdego zakątka świata. – Ja w sumie tylko czekam, aż skończę szkołę i też się stąd zawijam. Nawet, jak będę studiować w Gdańsku, to i tak wolę mieszkać tam, ale najchętniej to bym wyjechała do takiej Warszawy na przykład. Daleko od matki i dość światowo – zaśmiała się. |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu | - No nie wiem, musiałaby go zwodzić i nie wiem, udawać, że są razem, a potem powiedzieć, że "sorry, jednak nie" - bo nawet jeśli Inka niektóre sygnały odebrała nieco zbyt intensywnie, a Szawuła nigdy nie poprosił jej o chodzenie, to nie mieli przecież dwunastu lat, żeby się w coś takiego bawić. Wszystko, co robili razem wyglądało dla dziewczyny jak związek, nic więc dziwnego, że tak bardzo się zaangażowała i tak bardzo była zaskoczona, kiedy w Portugalii znalazł sobie inną. - Niby wiem, że można złapać stopa, spać w hostelu i jeść street food, ale ja nie wiem czy to jest dla mnie - zawsze się bała, że autostopem to ją ktoś wywiezie do lasu, w hostelu okradną, a ulicznym jedzeniem się zatruje i zdecydowanie nie czuła się komfortowo, kiedy wiedziała, że nie ma na koncie jakiegoś zapasu pieniędzy, który mógł się przydać w najmniej oczekiwanej sytuacji. - Wiesz, że myślałam nawet przez chwilę o Ukrainie? Ale to już czysta desperacja - pokręciła ze śmiechem głową, bo przecież wszyscy stamtąd uciekali, łącznie z jej rodzicami, a żadne studia czy praca tam jej szczególnie nie interesowały. - Ja nie wiem czy mama wytrzymałaby z wszystkimi chłopakami beze mnie, ale z drugiej strony, to moje życie, nie? - może właśnie praktyki w jakimś renomowanym salonie, sława, bogactwo, celebryci, aż kiedyś będzie czesała oskarowe gwiazdy, albo pracowała przy fashion weekach? Idealnie połączyliby swoje zajęcia z Marcelem - on wypuściłby kolekcję ubrań z toreb ikei, ona dorobiłaby do tego jakieś fikuśne fryzury. - Ale noo, chciałabym kiedyś po prostu żyć tak wiesz, światowo - i gdyby tylko nie była cholerną zakupoholiczką, mogłaby zarobione pieniądze odkładać właśnie na jakąś lepszą przyszłość, z zieleńszą trawą, lepszym otoczeniem i ciekawszymi ludźmi wokół, ale zamiast tego miała całą masę niepotrzebnych do niczego ciuchów, które przestawały się jej mieścić w szafie i zero konkretnego planu na życie. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Pokiwała głową, bo rzeczywiście, coś takiego mogłoby dać Adamowi nauczkę. Niemniej jednak, musiałoby to zaboleć, więc absolutnie nie życzyła mu takich przygód. Sama nie miała zbyt wiele do czynienia z chłopakami, jeśli chodzi o związki, ale na pewno odebrałaby zachowanie Szawuły tak samo, jak Inna. Nie da się ukryć, że dziewczyny zwykle podchodziły do takich spraw nieco bardziej emocjonalnie. Jeśli dwoje ludzi zachowywało się, jakby było w związku, to trudno było myśleć inaczej. Marika pewnie podeszłaby do tego w podobny sposób, więc nie dziwiła się cierpieniu przyjaciółki. – O nie, takie przygody to nie dla mnie. Bałabym się, że coś pójdzie nie tak i ktoś mnie zabije albo nie wiem. Boję się nawet wracać wieczorem sama z Gdańska do Selkiewa, a co dopiero podróżować po świecie – przyznała, marszcząc lekko brwi. Czasem mocno żałowała, że nie jest jedną z tych silnych, odważnych kobiet, które robią ważne rzeczy i zmieniają świat. Chciałaby robić coś ważnego, ale chyba się do tego nie nadawała. – No Ukraina rzeczywiście nie brzmi zbyt zachęcająco. A mama… Wiesz, na pewno by tęskniła, ale dokądkolwiek nie wyjedziesz, to i tak nie będziecie widywały się codziennie. A przecież chyba całego życia w Selkiewie nie spędzisz – zauważyła, choć pewnie znalazłyby się w ich otoczeniu osoby, którym nie było spieszno do wielkomiejskiego życia. Żadna z nich nie zaliczała się jednak do tej grupy i wyjazd z Selkiewa wydawał się być w ich przypadku kwestią czasu. – Ja w sumie też pomieszkałabym gdzieś zagranicą. Myślałam nawet o byciu jakąś au pair, ale nie wiem, czy to na pewno jest takie super, bo w sumie wychowujesz cudze dzieciaki i masz mało czasu dla siebie, nie? Dziwnie tak. No i chyba trzeba mieć jakieś referencje, a ja tylko parę razy w życiu zajmowałam się dziećmi sąsiadów i nie mam na to żadnych papierów – skrzywiła się lekko. Podziwiała trochę rówieśników, którzy mieli już całkiem zaplanowane kolejne lata życia. – Dobra, robimy maseczki czy ta ci nie pasuje? Bo mam jeszcze jakieś, ale połowę wyrzuciłam, bo się przeterminowały. |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu | - A to widzisz, ja właśnie z tymi nocnymi powrotami jakoś w ogóle nie mam problemu - nawet jak jej Iwan ostatnio powiedział, żeby na siebie uważała na Magellana, bo mocno biją i łapią cię gdzieś pod szyją, nie czuła się jakoś zagrożona. Właściwie inaczej, w okolicy czuła się całkiem pewnie, jeśli chodziło o ludzi, bo mogli mieć różne odczucia co do Markowiczów, ze względu na ich pochodzenie, ale jak przychodziło co do czego, to nikt się nie wahał, żeby kupić szlugi, przyklepać samochód, albo coś w tym stylu, a do tego często miała w torebce jakieś nożyczki, którymi mogła podjąć próbę walki (nie, żeby wiedziała jak). - Ej, ej, ej, ja mogę tak mówić, ty nie! - wycelowała w nią palcem, niby z poważną miną, bo to trochę jak narzekanie na swoich rodziców - na swoich można, ale jak już ktoś zaczyna przytakiwać, to coś ewidentnie jest nie tak z jego głową, a Ukrainka trochę jak matka jednak, nie? - A wiesz, że też o tym myślałam? Ale potem sie naczytałam takich strasznych historii - aż się wzdrygnęła, bo te wszystkie oferty pracy zagranico, work and travel w Stanach, czy uczenie angielskiego w Chinach były dobrze klikalne w internecie i udało się jej znaleźć całkiem sporo opowieści o tym, jak tu komuś nie poszło. Do tego właśnie dochodziło to, że wszystko zależało od rodziny, na jaką się trafi, a znając szczęście Markowicz, dostałaby absolutnie najgorszą. - Robimy, robimy, płachta jest spoko, bo mniej zmywania! - rozerwała opakowanie, wyciągając ostrożnie nasączoną maseczkę i jakoś tak koślawo ją rozłożyła, przykładając do twarzy. - Wiesz co, nawet nie chcę patrzeć teraz na siebie w lustrze, bo nie wiem na kogo oni robią maseczki, serio, na NIKOGO one nie pasują, dosłownie - tu jej się oczy nie mieściły, tu znowu nos coś nie tak, a jak już udało się dziewczynie jakoś to połączyć, to znowu usta w kompletnie innym miejscu niż powinny się znajdować na twarzy, a do tego jakaś chłodna kropelka właśnie ściekła jej po szyi za koszulkę, przez co Inka tylko przypomniała sobie czemu właściwie takich zabiegów nie wykonuje sama regularnie. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Pokiwała głową, trochę jej w sumie zazdroszcząc. Wiadomo, zawsze można było poprosić o odprowadzenie jakiegoś kolegę, ale nie zawsze się udawało. Niby tego typu problemy miało rozwiązywać prawo jazdy, ale jednak też nie do końca, bo wtedy z kolei nie można było się napić. Najlepiej to chyba było mieć chłopaka i nie kłócić się z nim zbyt często – wtedy miało się z kim wracać z imprez. – Dobra, dobra, przepraszam – uśmiechnęła się, bo w sumie nie miała na myśli nic złego. Po prostu wiadomo, że na Ukrainie raczej nie czekało na Inkę nic lepszego niż w Polsce. Jeśli już chciała wyjechać zagranicę, to najlepiej do kraju z jakimiś perspektywami. No i wiadomo, że te wszystkie oferty pracy, które zalewały internet, były naprawdę kuszące, ale wiele z nich to zwykłe oszustwa. Jeśli Marika miałaby jechać do pracy zagranicę, to najchętniej z kimś znajomym, żeby było raźniej, chociaż takie podróże mocno weryfikowały wiele relacji. – No bo to fajna opcja, ale dla odważnych. Znając moje szczęście, to serio, skończyłabym w wannie z lodem – mruknęła, bo oglądała wiele filmów i znała liczne historie, w których miało być pięknie, a kończyło się zupełnie inaczej. Może fakt, że była strachliwa, nie był taki zły? Przynajmniej nie napyta sobie biedy. Rozpakowała swoją maseczkę i położyła ją na twarzy, chociaż była tak nasączona, że zrobiła sobie jakąś plamę na legginsach. Opadła na miękkie poduszki, z nadzieją, że w tej pozycji nie zachlapie się zaraz cała, bo nie było to miłe, zwłaszcza, że wieczór był jednak chłodny. – Mam nadzieję, że po tej maseczce od razu będę piękna, bo jakoś drażni mnie jej zapach – mruknęła, uginając nogi w kolanach i zamykając oczy. – Nie spojrzałam na telefon, więc ocenimy na oko, kiedy minie kwadrans czy ileś tam. Przez chwilę milczała, bo gdy za dużo ruszała ustami, maska lekko jej się przesuwała. Zaraz jednak bycie cicho jej się znudziło. – W ogóle poznałam ostatnio takiego chłopaka, wiesz? Studiuje architekturę i jest taaaki słodki. Jak zdejmiemy maseczki, to pokażę ci zdjęcie. Jadę z nim w weekend do Gdańska na imprezę, ale jest jeden problem… – zawahała się. – Booo on jest starszy, ma dwadzieścia dwa lata i powiedziałam mu, że jestem na pierwszym roku studiów. |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu | - Jezuu, ja bym pewnie w jakimś podejrzanym piwniczym lokalu w Stanach zmywała talerze, zamiast opiekować się dzieciakami, zabraliby mi wszystkie dokumenty i w ogole - aż się wzdrygnęła, ale czy mało rzeczywiście było takich historii? Z jej ukraińskim paszportem do tego mogłaby zostać posądzona o jakąś próbę małżeństwa za zieloną kartę i tym pewnie by ją próbowali zastraszyć, a sama nie wiedziała jak mogłaby sobie poradzić w takiej sytuacji, bez pomocnych braci na miejscu, w których widziała oparcie, pomimo tego, że nie zawsze miała ochotę przebywać w ich towarzystwie. - Lepiej, żebyś nie miała jakiegoś uczulenia, czy coś - kiedyś po błyszczyku, który był dodatkiem do jakiejś gazety, Ince tak wyschły usta, że musiała potem specjalną maścią smarować je przez tydzień, a i tak wyglądała jakby miała na wargach coś białego, co nie dość, że nie do końca wyglądało atrakcyjnie, to jeszcze prowokowało jednoznaczne żarty ze strony kolegów. Dobrze, że żadnych kolegów nie miała w klasie, jakieś zalety technikum fryzjerskiego! - Ojaaa, ale super, no pokaż mi go już! - ręką macała po łóżku, żeby wyczuć telefon Mariki, bo patrzenie w dół nie do końca było dobrym pomysłem przy zsuwającej się maseczce. Swoją drogą - już chyba nigdy nie kupi maseczek w płachcie, jak nie byłyby urocze i słodkie, mijały się absolutnie z celem, bo zamiast relaksu dawały tylko sporą dawkę zdenerwowania. - Ajajaj, to trochę słabo - aż się tak dziwnie skrzywiła, bo nie chodziło tutaj o to, że ją ocenia, raczej o to, że z takiej ściemy może być ciężko się wyplątać. - Ale co, chcesz mu powiedzieć? I w ogóle jak? A musisz, czy nie musisz? I co to za impreza? - zarzuciła ją istnym gradem pytań, zanim doczekała się odpowiedzi na poprzednie, bo szczerze była zainteresowana jak Marika poradzi sobie z tą sytuacją i czy chłopak w ogóle jest czegoś wart, bo jak nie, mogła brnąć w to przecież dalej, a jak tak, to pojawiało się pytanie, czy zrazi go wiek dziewczyny, czy nie będzie miał nic przeciwko niewinnemu kłamstwu na początek znajomości. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Tego typu historie oczywiście się zdarzały i jeśli wyjeżdżało się samemu, należało zachować szczególną ostrożność. Niemniej jednak, czasem opłacało się podjąć ryzyko. Marika na razie była jeszcze dzieciakiem i może dlatego wyjazd wydawał jej się taki przerażający. Wiedziała jednak, że prawdopodobnie pewnego dnia będzie chciała stąd wyjechać – jeśli z kimś, to super, a jeśli nie, to będzie musiała sobie jakoś radzić. Może akurat będzie miała szczęście? – Jeśli później miałabym być bogata, to spoko, mogę zaczynać od zmywaka – wzruszyła ramionami. No, może nie zależało jej na byciu milionerką, znaczy, nie miała aż takich ambicji, ale chciałaby móc pozwalać sobie na różne zachcianki i czynić dobro. Na razie jej dochodem było kieszonkowe, ale może pewnego dnia te marzenia się spełnią. Zerknęła na nią kątem oka, bo w sumie nie pomyślała o uczuleniu, a przed imprezą z Remkiem słabo byłoby mieć czerwoną twarz albo jakieś wypryski. Teraz jednak mleko się rozlało, więc postanowiła poczekać z maseczką do końca. – No właśnie nie wiem, czy powinnam mu powiedzieć. Bo wiesz… Pewnie wielkiej miłości z tego nie będzie, ale bardzo mi się podoba. Głupio mi, że skłamałam, ale chciałam mieć pewność, ze mnie nie oleje – wyjaśniła, choć przecież dodanie sobie lat wcale jej tego nie gwarantowało; mogła na przykład nie być w jego typie, mógł mieć dziewczynę albo nie gustować w kobietach. Możliwości było mnóstwo, a jednak zdecydowała się na kłamstwo, które prędzej czy później wyjdzie na jaw i być może pogrzebie tę piękną relację. Sięgnęła po telefon albo wzięła go od Inki i uniosła go nad twarz, żeby nie musieć ruszać głową. Znalazła profil Remka, weszła w galerię zdjęć i podała smartfona przyjaciółce. – Jakaś domówka u jego znajomych, nie wiem. Powiem mamie, że nocuję u ciebie, dobra? Bo tak to mnie nie puści – przewróciła oczami, bo jednak pani Aramowicz mogłaby mieć obiekcje przed puszczeniem córki na całą noc do Gdańska z obcym chłopakiem. Oczywiście Marika nie dopuszczała do siebie myśli, że Remek może ją wywieźć do jakiegoś burdelu albo zrobić jej krzywdę, SŁODCY CHŁOPCY TAK NIE POSTĘPUJĄ. |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu | - Ja już chyba wolę myć te włosy obcym ludziom, mniej mnie obrzydzają - bo ze zmywaniem też nie miała większego problemu, ale resztki jedzenia po innych ludziach niż ona sama czasem były jakieś takie nie do przeskoczenia. I to nie tak, że jak w salonie fryzjerskim trafiała się zaniedbana klientka, było lepiej. Co to, to nie, wręcz przeciwnie, czasem te kobiety przychodziły z tak zapuszczoną skórą głowy, że aż wstyd byłoby się Ince pokazać tak komuś, a może po prostu ona była jakaś przewrażliwiona na tym punkcie, skoro widziała to od drugiej strony fotela? - A właściwie czemu mu tak powiedziałaś? - powód wcale nie musiał być dobry. Ince też zdarzało się przy jakimś fajnym chłopaku palnąć zupełną głupotę, bo zamiast skupiać się na tym, że jest fajny i można z nim porozmawiać, jej umysł tracił wszystkie informacje i zdolności, których nauczyła się w przeciągu ostatnich lat, więc zachowywała się jak kompletna idiotka, dlatego nie była szczególnie zaskoczona, że i Marice jakieś małe kłamstewko mogło wyjść przy okazji. - Nooo, bo głupio by było jakby przez to cię olał, w sensie wiesz, jeśli nie jest dużo starszy, to chyba nie powinna mu przeszkadzać różnica wieku, nie? - raczej w drugą stronę to działało i dziewczyny marzyły o starszych chłopakach, nawet jeśli zaledwie o ten rok, czy dwa, ale kobiety też szybciej dojrzewały, więc właściwie czy nie byli teraz na tym samym poziomie? - No pewnie, będę cię kryła - puściła do niej porozumiewawcze oczko, bo zawsze dobrze mieć było zaufaną przyjaciółkę, na której można polegać w takich sprawach, a Markowicz też często ściemniała rodzicom na temat towarzystwa i powrotów, strasznie zazdrościła Borysowi, że on nie musiał się z tym tematem borykać, chociaż przecież to on był najmłodszy i to on powinien być najbardziej wychuchanym dzieckiem, a jednak znaczna część uwagi skupiała się właśnie na niej, w czym często pomocne było starsze rodzeństwo, które jakoś udawało się jej przekabacić do krycia, kiedy po prostu chciała z koleżankami pójść na całonocną imprezę, albo z jakimś chłopakiem, do którego wzdychała po kątach. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Nie podobała jej się zbytnio wizja mycia włosów innym osobom. Co, jeśli ktoś przychodził do fryzjera z takimi na maksa tłustymi albo miał jakieś wszy? Ohyda. Jeśli chodzi o ludzi, była jednak dość brzydliwa. Praca na zmywaku też nie była spełnieniem marzeń, ale i tak obrzydzało ją to chyba nieco mniej niż grzebanie w czyichś kudłach, chociaż jak się nad tym zastanowić, to trudny wybór. – W sumie jedno i drugie jest dla mnie obrzydliwe, nie wiem, muszę chyba bogato wyjść za mąż – zaśmiała się na tyle, na ile pozwoliła jej maseczka. Akurat Marika żartowała, bo była chyba zbyt ambitna na takie rozwiązanie, ale miała koleżanki, dla których był to realny plan na życie. Westchnęła. Nie miała dobrej odpowiedzi na to, dlaczego skłamała Remka. Jak się nad tym teraz zastanawiała, to przecież różnica wieku między nimi nie była jakaś zatrważająca, no ale świadomość, że była licealistką, mogła chyba zniechęcić poważnego studenta. – Sama nie wiem. Naprawdę mi się spodobał i bałam się, że uzna mnie za dzieciaka. Wiesz, w sumie nie jestem nawet pełnoletnia, a on ma bodajże dwadzieścia dwa lata. Moim zdaniem to nie dramat, ale nie wiem, jak on do tego podchodzi – wzruszyła ramionami. W tamtej chwili bezpieczniejsze wydawało jej się kłamstwo, ale teraz była w potrzasku. Jeśli naprawdę się polubią, na pewno będzie chciała powiedzieć mu prawdę, a to mogło wygenerować kolejne problemy, bo nie zdziwiłaby się, gdyby Remek miał jej to za złe. – No może i nie powinna, ale nie wiem… Jak do czegokolwiek między nami dojdzie i zbliżymy się do siebie, to nie będę chciała go kłamać, a jednocześnie będę bała się powiedzieć mu prawdę, żeby się nie zniechęcił – jęknęła. – Wtedy pewnie już całkiem weźmie mnie za totalnie niedojrzałą. Marika niestety była jedynaczką, więc cała uwaga rodziców – szczególnie matki – była skupiona na niej. Niby nie dziwiła się, że się o nią martwili, ale jednak bywało to irytujące. Większość jej znajomych miała więcej luzu. No i ona z kolei zazdrościła Ince braci, bo zawsze można było się z nimi dogadać, żeby odebrali ją z jakiejś imprezy, przez co może rodzice martwili się mniej. Ona musiała wracać sama, ewentualnie mama chciała ją odbierać, więc słabo, ale czasem była to jedyna opcja, by nie musiała zwijać się najwcześniej ze wszystkich. |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu | - Noo, to w sumie dziwna sprawa, bo wiesz, jesteśmy w takim wieku, że niektórzy się zachowują jak dzieciaki, a inni są dosyć dojrzali - no taka Inka to w ogóle pracowała, udawała, że szykuje się do matury i w lato najchętniej wyjechałaby gdzieś daleko na wakacje, żeby później już z pewnością nie wracać do rodzinnego domu, tylko wyprowadzić gdzieś. Może nawet do Gdańska, tak na początek, wynająć z kimś mieszkanie, nauczyć się, jak to w ogóle jest żyć na swoim. Z drugiej strony część jej znajomych planowała mieszkać z rodzicami, być na ich utrzymaniu i wiecznie pytać, czy mogą w ogóle wrócić później do domu. Niektórzy rodzice też narzucali takie zasady, że ten okres przejściowy dla każdego był zupełnie inny. - No ciężki wybór, sama nie wiem co bym zrobiła - serio nie wiedziała. Bo z jednej strony chyba bałaby się, że jak to wszystko wyjdzie poza taką bajerę na chwilę, będzie musiała coraz bardziej ściemniać i wymyślać, aż w końcu sama zaplącze się w swoich historiach, a z drugiej jeśli serio był fajny, to szkoda by było, żeby wszystko skończyło się, zanim w ogóle zacznie. - Ale wiesz, jak jest spoko, to może doceni jednak szczerość? No wiesz, bo jak zrobi ci na przykład jakąś dramę życia, to thank you, next, nie ma co się dalej w to wkręcać - a im dalej by się Marika wkręcała, tym gorzej byłoby dla niej, nie? - Dobra, czas chyba na ściąganie tych płacht - mocno wątpiła czy zdziałały cuda dla ich cery, a co więcej, Inka czuła, jak płyn z maseczki skapuje jej po szyi na bluzkę, więc nie było chyba sensu trzymać tego jeszcze dłużej, no prawie jak z tym chłopakiem przyjaciółki, to był dobry moment na ściągnięcie, bo może jak sobie wklepią dobroczynne enzymy, witaminy, czy jakie tam substancje w płynie były, to rzeczywiście jeszcze im się tylko wszystko poprawi i nie będą potem musiały chodzić do kosmetyczek na upiększające zabiegi, mając nieskazitelną cerę jak z reklamy? |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Nie dało się temu zaprzeczyć. Poniekąd Marika sama miała się za całkiem dojrzałą, ale pewnie naprawdę dorosłe osoby miały na ten temat inne zdanie – na przykład jej matka. W sumie prawo młodości; na powagę, zmartwienia i wiążące decyzje miała jeszcze mnóstwo czasu. Na razie nie wiedziała nawet jeszcze, co chciała robić w przyszłości, ba, nie wybrała sobie przedmiotów do zdawania na maturze, więc jeśli chodzi o poważne decyzje, to była od nich daleka. Jedno było pewne: za rok o tej porze będzie rozglądała się za mieszkaniem poza Selkiewem. – Ja z jednej strony chciałabym już być dorosła, móc o wszystkim samodzielnie decydować, ale z drugiej to zbytnio mi się nie spieszy do całej tej odpowiedzialności i w ogóle – przyznała, bo jednak życie na utrzymaniu rodziców było spoko opcją, mimo wielu minusów. Nie wiedziała, czy poradzi sobie w dorosłości, gdy będzie musiała na przykład pamiętać o rachunkach i gospodarować pieniędzmi. – Mam nadzieję, że doceni, bo jest taaaki słodki – westchnęła rozmarzona, wpatrując się w ekran telefonu. Oczywiście Remek miał też inne zalety poza byciem słodkim: wydawał się naprawdę inteligentny, a ta cecha u chłopaków kręciła Marikę bardziej niż najlepiej umięśniona klata na świecie. Miała nadzieję, że problem, który w sumie sama sobie stworzyła, jakoś się rozwiąże, a chłopak okaże się taki fajny, jak podczas pierwszego wrażenia. – Dobra – przytaknęła. Najrozsądniej byłoby pewnie zdjąć maseczki w łazience, nad umywalką, ale Marika nie stosowała ich na tyle często, żeby o tym pomyśleć. Zdjęła więc mocno nasączoną płachtę, podnosząc się do pozycji siedzącej i przy okazji chlapiąc na swój sweter oraz na narzutę na łóżko. Jęknęła, lekko zażenowana swoją głupotą, po czym wstała, żeby wyrzucić zużytą płachtę i umyć ręce. – No nie powiem, żebym czuła się jakaś ładniejsza – powiedziała, wracając do pokoju i stając przed lustrem. – Ale może jak dokończymy wino, to zmienię zdanie. Usiadła z powrotem na łóżku, sięgnęła po butelkę i podała ją Ince. |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu BLOK NA MORSKIEJ 19 165 Gdy jedziemy przed siebie bez celu I stajemy na chwilę na Shellu | - Nooo, kto będzie potem gotował obiady? - z jednej strony wierzyła mocno w to, że dałaby radę gospodarować pieniędzmi, chociaż nie miała podstaw, żeby tak myśleć, a wszystko zawsze wyrzucała na głupoty i zamiast oszczędzać, na wakacje, na nowy telefon, na cokolwiek, czyściła swoje konto do zera. Z drugiej strony ten aspekt kupowania jedzenia ją przerażał, no bo czy Marika na przykład wiedziała jak drogi był ser żółty??? Był kosmicznie, nie do pomyślenia, że w ogóle ludzie musieli tyle pracować, żeby sobie móc spaghetti posypać jakimś lepszym parmezanem niż podróbka z auchana, no masakra! - Dobra, pokaż mi go jeszcze raz! - zażądała, praktycznie wyjmując przyjaciółce telefon z rąk i przyjrzała się zdjęciu. Trzeba było mu przyznać, wyglądał całkiem, całkiem, no i nie powiedziała, że noo, na zdjęciach taki wiesz, ale w rzeczywistości, bo nie trzeba było tego dodawać, Markowicz miała więc tylko nadzieję, że na żywo nie jest jakimś paszczurem, NIE ŻEBY WYGLAD BYŁ NAJWAŻNIEJSZY! - Po winie to akurat zawsze jakoś tak piękniej wszystko wygląda - prychnęła ze śmiechem, powoli sącząc roztwór tanich siarczynów. - To kiedy ta impreza? - nie pamiętała, czy już zapytała, albo czy Marika mówiła, może więc alkohol działał. - I wiesz, żebyś nie skończyła jak ja z Adaśkiem, bo to nic przyjemnego, więc nie pij za dużo! - z pewnością chociaż część tej przyjemnej sytuacji z Szawułą można by było pominąć, gdyby chociaż nie dolała sobie rumu do kubka po winie, a tak klops, mocno była porobiona na domówce, gdzie znała przyjaciółkę i byłego-niedoszłego, zgubiła buty, torebkę i wszystko, śmiało chyba można było powiedzieć, że razem z godnością, bo były i łzy, i pociąganie nosem, i widok jakiejś obcej dupy, której zdecydowanie, ale zdecydowanie nie chciała widzieć. |
|
|
DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone DOMEK NA FOCZEJ 17 167 i was born to run i don't belong to anyone | Marika tak zajęła się rozmyślaniem o tym, że samodzielne mieszkanie zrobi z niej bankrutkę, że zupełnie nie pomyślała o kwestii gotowania. Umiała upichcić sama całkiem dużo rzeczy, ale wiadomo, że jak ktoś poda pod nos – a zwłaszcza mamusia – to smakuje lepiej. No i nie trzeba płacić za składniki, które wbrew pozorom nie znajdowały się magicznie w każdej kuchni. Będzie musiała jeszcze sobie przemyśleć to samodzielne mieszkanie, bo w sumie więcej z tym problemów niż radochy. – Dobra, na ten moment czuję się zniechęcona do samodzielnego mieszkania – zawyrokowała, zastanawiając się nad tym poważnie. Jasne, pójście na swoje miało szereg zalet, ale wiązało się również z dużą odpowiedzialnością, której na razie Mari jeszcze nie czuła. No ale miała czas i szczerze liczyła, że zanim dojdzie do jej wyprowadzki, to zdąży się jeszcze ogarnąć w tej kwestii. Nie oponowała, gdy Inna zabrała jej telefon. Remek był totalnie w jej typie, dlatego też nie zamierzała mówić, że na żywo był przystojniejszy, bo wydawał jej się równie idealny i tu, i tu. Wygląd to nie wszystko, ale na tyle, na ile go poznała, gdy wymieniali kolejne wiadomości, wydawał jej się naprawdę w porządku. Póki co jedynym problemem było jej kłamstwo, które mogło mocno skomplikować całą relację, zanim w ogóle zdąży się ona rozwinąć. – W najbliższą sobotę. O ile w ogóle do niej dojdzie, bo nie wiem, może powiem mu o swoim kłamstwie przed i cofnie swoje zaproszenie? Serio, nie wiem, co mam zrobić. Jeszcze nagadałam mu, że studiuję prawo, bo on jest studentem architektury, więc wiesz… Nie chciałam jakoś odstawać. – Prawo nie było jej wymarzonym kierunkiem i zupełnie nie chciała tego studiować, ale było mądre, a ona chciała być mądra, bo taki właśnie wydawał jej się Remek. Nie wykalkulowała sobie, że może lepiej byłoby urzec go byciem sobą, bo później nie będzie musiała niczego udawać, ale cóż. – Nooo ale z Adamem było cały czas tak BARDZO źle? – podchwyciła, korzystając z tego, że Inka wróciła do tematu. – Ani trochę fajnie? Albo, nie wiem, romantycznie? |
|
|
| |