Dzieciństwo miałem mega dziwne; ni straszne, ni śmieszne; głównie okraszone dziwnymi wyskokami dorosłych, narodzinami mojej młodszej siostry, Gaby, no i praniem mi mózgu przez starego, który bardzo się uparł, że zrobi ze mnie idealnego (w jego oczywiście oczach) Czarneckiego, co odziedziczy cały jego majątek, razem z salonem kradzionych z Niemiec samochodów włącznie.
Nic dziwnego, że poczułem się jak młody Simba, gdy pierwszy raz świadomie z nim tam poszedłem, a on omiatał cały teren wzrokiem, okraszając to wszystko sugestywnym ruchem ręki i słowami: "To wszystko kiedyś będzie Twoje, synu". Oczywiście, niezbyt go interesowało, że ja to bym wolał zająć się czymś pożytecznym, bo warto wspomnieć, że wtedy jeszcze aż tak zepsuty nie byłem, no jako ten dziewięciolatek chciałem przede wszystkim skończyć podstawówkę i nauczyć kilku trików na desce, a nie wciskać ludziom niemieckie graty, które prawie pamiętają Hitlera.
Na moje nieszczęście związek mych rodziców nie przetrwał zbyt wielu lat, ojciec bzyknął jakąś młodszą laskę, a matka go zostawiła, wyniosła do Warszawki i tyle ją widziałem. O młodą to jeszcze na odległość dbała, bo a to wysyłała jakieś buciki, prezenciki, a to zabierała do siebie na weekendy, o moją uwagę wcale nie dbając, bo w końcu byłem, jestem i będę synem własnego ojca, o którym ona tak bardzo chciała zapomnieć.
Potem pojawiały się kolejne kobiety, kolejne kochanki, a ja dorastałem w tej patologii. Trochę głupio się przyznać, ale sam zacząłem prowadzić podobny tryb miłosnego życia, skacząc od jednej laski do drugiej, ale boję się zaangażować, boję, że jak wejdę na wyższy etap związku to prędzej czy później coś pierdolnie, jak zawsze i chyba nie ma się co dziwić, bo wszyscy dorośli wokół mnie nie świecą zbyt wielkim przykładem. Dlatego się nie angażuję i do końca życia mam zamiar zostać sam obracając jakieś przypadkowe dupki wieczorami.

Jeżdżę na desce, podobno bardzo dobrze i byłaby szansa zrobić profesjonalną karierę i zostać polskim Tony Hawkiem, ale stary nigdy się nie zgodzi, a ja nie chce zostać odcięty od strumienia kasy; raz się zdarzyła tak sytuacja i musiałem iść do parku wodnego do pracy, całe szczęście, że tam się od dupek roi i jest to fenomenalne miejsce na podryw, bo jakoś łatwiej było pracować obserwując młode, jędrne ciała, ale zbyt dobrze tego początku mej kariery nie wspominam; po jakimś czasie co prawda udało mi się z ojcem dojść do porozumienia, ale pracę polubiłem na tyle, że tam zostałem, zresztą nic tak na sylwetkę nie działa jak basen;
 W szkole szło mi tak se, gdyby nie kasa ojca to pewnie bym kiblował, a już szczególnie bliżej matury, ale tak to jest, jak człowiekowi tylko dupy, seks, narkotyki i chlanie w głowie; zabawne, bo większość klasy maturalnej nie pamiętam, ale było grubo, oj było grubo;
mam prawo jazdy, ale zdecydowanie bardziej wolę pokonywać nasze miasteczko na desce, obczajając turystki;
mam psa, czarnego rottweiler, który lubi tylko mnie, Gabę oraz mego chrześniaka; ale dobrze, bo mam spokój od ojca, a i nikt mi nie podskoczy na mieście, bo Ares odgryza kończyny przy samej dupie;