|
DOMEK NA FOCZEJ 0 0 Znów popłynę na morze kąpać się z gwiazdami, Znów popłynę na morze, spotkam z kolegami. Admin DOMEK NA FOCZEJ 0 0 Znów popłynę na morze kąpać się z gwiazdami, Znów popłynę na morze, spotkam z kolegami. | Miejsce z fokami Foki niezbyt chętnie pojawiają się na głównej plaży, bo jest tam zdecydowanie za tłoczno, ale na dzikiej plaży jak najbardziej można je spotkać! Bardzo często bywa tak, że idąc tutaj na spacer można zobaczyć wylegującą się foczkę (no na plaży jesteśmy!), a obok niech prawdziwą fokę. Jak się powinniśmy zachować gdy napotkamy takie zjawisko? Cóż, jakkolwiek mocno byśmy nie chcieli jej pogłaskać to powinniśmy się jednak wstrzymać. To mimo wszystko dzikie stworzenie, dość waleczne gdy rozzłoszczone, lub zestresowane. Pozwól jej zostać na brzegu, to że się wyleguje nie oznacza od razu, że jest chora, Możesz obserwować ją z daleka, a jeśli niepokoi cię jej zachowanie zadzwoń pod numer alarmowy. Dla chętnych: Rzuć kością i dowiedz się, czy napotkałeś na swojej drodze fokę. Liczba parzysta: Udało się! Patrz, jest, spogląda w twoją stronę! Liczba nieparzysta: Ech, tym razem pusto... Może następnym razem? |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 26 168 A skoro szarość nie zachwyca To ilu potrzebujesz barw? BLOK NA MORSKIEJ 26 168 A skoro szarość nie zachwyca To ilu potrzebujesz barw? | Ciężko stwierdzić jak bardzo była podekscytowana spotkaniem z Jerzykiem, lecz bez żadnego problemu dało się wyczuć jedno: zależało jej. Policjant sprawił na niej dobre wrażenie, odkąd tylko się pojawił. Najpierw w mieście, a później w jej domu, kiedy to ojciec musiał podejść po coś i przedstawić go swoim córkom. Najprawdopodobniej nie zdawał sobie w ogóle sprawy z nadchodzących nieszczęść. Z tego, że najstarsza z bliźniaczek zacznie jarać z Jurkiem zielsko, a młodsza o kilkanaście minut straci przy nim resztki własnego rozumu na rzecz rozbuchanego od miłostki i hormonów serca. Markowski był dla niej uosobieniem tych cech, które pożądała każda kobieta, która naczytała się za dużo romansideł lub też jeśli wolała filmy, to raczyła się nimi prawie codziennie na wieczór, ilekroć to przyszło jej spędzać go samej. Zuzia była właśnie jedną z nich; tą, która skrycie marzyła o panu Darcy’m lub też scenie rodem z „Pamiętnika”, w której to ten seksowny Noah buduje dziewczynie dom. Chciałaby po prostu znaleźć kogoś, kto dla niej przeniósłby góry. Pech chciał, że na chwilę obecną nie znalazł się nawet taki, który chciałby ponieść jej torbę, kiedy wracała do domu. Aż do teraz. Jerzyk odprowadził ją z pracy może dwa razy, ale podczas tych nieco dłuższych i milczących spacerków, praktycznie ani razu nie musiała borykać się z ciężkimi książkami. Czy z łyżwami będzie tak samo? Wychodząc z domu, właśnie tym zaprzątała sobie głowę - nie tematami, które powinna poruszyć, nie tym, czy aby na pewno myśleli o sobie w podobnych kategoriach, ale przede wszystkim, o ile nie głównie o tym, czy poniesie ich łyżwy. Dziewczyna założyła na siebie czapkę, którą własnoręcznie udziergała jej babcia. Z obrzydliwym pomarańczowym pomponem na samym czubku głowy i parą figurówek stanęła na mrozie, czekając na kolejne spotkanie. Tym razem gdzieś indziej, niż w ciepłych czterech ścianach.
@”Jerzy Markowski” |
|
|
BLOK NA MAGELLANA 24 187 Jeden z drugim wielk kozak na pakerni sto na klatę Moje buty i kajdanki zrobią z ciebie zwykłą szmatę BLOK NA MAGELLANA 24 187 Jeden z drugim wielk kozak na pakerni sto na klatę Moje buty i kajdanki zrobią z ciebie zwykłą szmatę | Zuza była podekscytowana, natomiast Jerzy poddenerwowany i zmieszany. Niedawno został przeniesiony na selkiewską komendę. Był z natury nieśmiały w stosunku do ludzi, na których mu zależało, by ich nie zrazić, a do takich z pewnością zaliczała się policyjna selkiewska ekipa. Tak się złożyło, że komendant i jedna z policjantek byli rodziną. Do tego wszystkiego także mieszkali w tym samym bloku co Jerzy, chociaż w tym przypadku to jednak słuszniej jest powiedzieć, że to on wprowadził się do ich bloku. Z początku przez to czuł się jak intruz na komendzie, którą rządzili Borowscy. Szybko się okazało, że była to sympatyczna rodzina, i Jurek miał nawet okazję być w ich domu. Oprócz pana ojca i Anny poznał trzecią z trójcy, Zuzannę, bliźniaczkę Anny. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Była ładna, nawet bardzo ładna, o niecodziennej urodzie, lecz czy samą buzią można się zakochać? W tamtym czasie jeszcze oficjalnie nie zerwał z inną Anną, jego krakowską dziewczyną. Dlatego, gdy ogarnęło go zauroczenie poczuł się winny. Postarał się je szybko odgonić, gdyż przeczuwał, że w jego wyniku tylko stanie się bardziej nieszczęśliwy. Czy mógł wtedy ośmielić się śmieć pożądać córki komendanta, do tego starszej od niego? Była to spokojna, może nawet wycofana, kobieta, z którą kontakt miał tylko "przy okazji. Przy okazji odwiedzania komendanta, przy okazji jej wizyt na posterunku, przy okazji spotkania z Anką. Jeżeli więc nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, to warunki na kształtowanie uczucia były ciężkie, i dopiero z czasem, w czym pomogło w końcu bolesne zerwanie z Anną Bolesławiec, przyznał przed sobą, że serce bije mu mocniej w obecności Zuzki. Zaczął szukać z nią kontaktu, choć gdy już się spotykali był onieśmielony. Nigdy do tej pory nie spotkał się z sytuacją, by starsza kobieta była w związku z młodszym, i to podkopywało jego pewność siebie. Jej obraz, jaki ukształtował w swojej głowie, był idealistyczny jak u zakochanego pierwszy raz nastolatka. Widział ją jako miłą, łagodną, cierpliwą, pracowitą no i oczywiście piękną. Był to widok niemal anielski. I było to zupełne przeciwieństwo tego, jak widział siebie z racji swojej przeszłości. W jej obecności czuł spokój i ukojenie, co tłumaczył sobie oddziaływaniem na niego jej dobrego charakteru, i od czego niemal się uzależnił. Od dawna dręczyły go czarne myśli i niepokój sumienia, dlatego Zuza stała się dla niego, można powiedzieć, narkotykiem. Nie przeszkadzało mu nawet to, że stanowczo różnili się na polu wiary i poglądów. Także i tego dnia gdy zauważył ją przez drzewa już z daleka, zabiło mu mocniej serce. Tak, zależało mu, tak jak i jej, i nie chciał tego zepsuć niczym. Najmniejsza wpadka, jak mu się zdawało, mogła wszystko przekreślić. Poprawił czarny płaszcz i podszedł bliżej. - Cześć, Zuzka. - uśmiechnął się. Nie śmiał jej pocałować na powitanie. Nie miał wprawy w rozmowach z kobietami, na których mu zależało. Jego jedyna partnerka stała się nią tylko przez swaty swojej snobistycznej rodziny. Ale był na tyle dobrze wychowany, by zaproponować poniesienie łyżew. Dla niego były lekkie, a dla dziewczyny mogły być przecież obciążeniem. Poza tym nie wypadało, by podczas spaceru mężczyzna miał wolne ręce a kobieta niosła coś poza swoją torebką. - Może wezmę te łyżwy? - wyciągnął rękę. |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 26 168 A skoro szarość nie zachwyca To ilu potrzebujesz barw? BLOK NA MORSKIEJ 26 168 A skoro szarość nie zachwyca To ilu potrzebujesz barw? | Właściwie to bywało różnie z tymi emocjami. Niektóre z nich przelewały się w jej głowie, jak fragmenty w lampie magmowej. Krążyły leniwie od sklepienia po sam kręgosłup, wytężały zmysły, pobudzały krążącą w żyłach krew; ta zaś rozgrzewała ciało i nienaruszone dotychczas serce. Pomimo przymrozku i osadzających się na rzęsach drobnych płatków śniegu, Zuzanna czuła, że w środku się po prostu gotuje. Nie było jej zimno. Prawdopodobnie gdyby nie śnieg, w którym brodziła każdego dnia, idąc do szkoły do pracy, tak w tej chwili mogłaby przysiąc, że nadchodzi wiosna. Bo trochę tak było – jej serce kwitło, a pewność siebie nieznacznie rosła. Przy Jurku mogła być sobą, nie musząc prawie w ogóle się odzywać. Mogli milczeć lub też przebąkiwać pojedyncze słowa, aby rozumieć się bez nich. Niekiedy czuła się wręcz jak taka nastolatka, która przeżywała swoją pierwszą miłość; sądząc po policjancie – on już niekoniecznie. Zuza odnosiła dziwne wrażenie, że był od niej o wiele bardziej doświadczony. Wystarczyło niekiedy spojrzeć na jego gesty i starannie dobierane słowa, by nie musieć się domyślić, że już wcześniej w to grał. Ona w gierki z innymi ludźmi była wyjątkowo kiepska. - H-hej – wymruczała miękko, niemalże na wydechu, a następnie westchnęła, podając mu bez słowa łyżwy. Serduszko zadudniło w jej piersi tak donośnie, że miała wrażenie, jakby zaraz miało z niej wyskoczyć. Krew zaszumiała, na moment zagłuszając słowa znajomego. - C-co? Mówiłeś c-coś? – zapytała, marszcząc przy tym swój lekko zadarty i upstrzony piegami nos. Dlaczego tak strasznie się przy nim musiała jąkać? Pech chciał, że poprawna polszczyzna przy Markowskim uciekała w siną dal, pozostawiając przed nim dukające dziewczę. Blondynka powoli ruszyła w kierunku plaży. Aby cieszyć się spokojem oraz możliwością zabawy na zmrożonej tafli wody, musieli przejść spod jej domu aż na dziką plażę. - Mo-może napotkamy jakieś foki? – zagadnęła wesoło, przekrzywiając głowę w kierunku towarzysza. Ostatnimi czasy miała do tego pecha – ilekroć to szła nad wodę, aby porobić im zdjęcia, plaża zawsze okazywała się być opustoszała, jeśli nie zliczyć biegających psów oraz ich właścicieli. Prawdopodobnie to właśnie to było powodem, dla których te słodkie, ociekające grubą warstewką tłuszczu stworki, niezbyt chętnie tam przebywały. Każdy wystraszyłby się biegającego luzem, szczekającego i gryzącego psa – Zuzanna na pewno. @Jerzy Markowski |
|
|
UZDROWISKO "BURSZTYN" 23 179 podziwiam świat zza okna szpitala tęskniąc za prawdziwym życiem UZDROWISKO "BURSZTYN" 23 179 podziwiam świat zza okna szpitala tęskniąc za prawdziwym życiem | przeniosę nas tutaj, bo tam już chyba nie ma sensu, ups XD Jan był w stanie rozpoznać jedynie szpitalny zapach, z pewnością nigdy nie w całym swoim życiu nie czuł specyficznej woni spawacza, więc zakładam, że Mieszko pachniał dla niego co najmniej dziwnie. Ja tym bardziej nie znam tego zapachu, mogę ewentualnie rozpoznać, czy ktoś pracował na topionych serach w Holandii. Albo na chłodni z warzywami, bo to jest smród, którego przysięgam, że nie zapomną do końca życia; na samą myśl robi mi się niedobrze. Ale wróćmy lepiej do Mieszka oraz Janka, w zatłoczonym namiocie, i do ich przedziwnej, odrobinę niezręcznej rozmowy, która właśnie się odbywała. - Pomyślałem, że potrzebujesz dobrej rady - wzruszył ramionami, bo Mieszkowi ewidentnie nie szło, skoro koleżanka wystawiła go bez słowa w najgorszej z możliwych imprez. Jan przynajmniej został zmuszony do tej zabawnej aktywności, jak to mama Śliwka ładnie ujęła. I faktycznie, przez moment zwątpił, że jego nowy znajomy uwierzył w jego słowa, jednak czy to byłoby w ogóle możliwe? Kto mógłby dać się nabrać na jego wyjątkowo nieśmieszny żart? - Nie - odparł, marszcząc brwi. Nie był pewien o co dokładnie pyta chłopak, jednakże cokolwiek by to nie było, odpowiedź na wszystko brzmiała tak samo - nie. Mimo tego, ruszył za Mieszkiem, mając nadzieję, że zaoferuje mu ciekawsze rozrywki i aktywności, których powoli się domyślał. Ewentualnie chłopak chciał go po prostu porwać, kto wie, może miał zamiary podobne do takiego jednego z Poznania... Anyway, w końcu dotarli na plażę, na której było o wiele spokojnej. - Chyba nigdy nie byłem w tej części... W sumie nie byłem w żadnej - mruknął pod nosem, mówiąc bardziej do samego siebie, niż do Mieszka, chociaż ten zapewne to usłyszał. - O co właściwie chodzi z tymi całymi fokami?@Mieszko Niedźwiecki |
|
|
BLOK NA MORSKIEJ 23 180 spawacz w Stoczni Gdańskiej zamiast gadać woli palić BLOK NA MORSKIEJ 23 180 spawacz w Stoczni Gdańskiej zamiast gadać woli palić | - Nie potrzebuję - odparł, nadal kwaśno, ale chyba mu już powoli przechodziło. Wkurzał się po prostu, że ta Jaśka tak go wyrolowała, a Jan się nadstawiał i wyszło jak wyszło. Nie wyłapał tego zaprzeczenia, a raczej nie przyjął go do wiadomości. Skoro już za nim polazł, to założył, że i tak chciał. Niekoniecznie planował dokąd się udadzą, ale w końcu dotarli do w miarę odosobnionego miejsca, które mu odpowiadało. - A jesteś stąd? - zapytał, bo nie wiedział za bardzo jak ma interpretować jego słowa. Nadal nie chciał go pytać o sprawy zdrowotne, ale przeczuwał, że wszystko się sprowadzało do tego. No cóż, Jan musiał mu chyba wszystko sam opowiedzieć, bo inaczej będą błądzić po omacku. - Chuj wie. Miejska legenda. Podobno jak zobaczysz, to się zakochasz, nie wiem, głupoty - wzruszył ramionami i znalazł jakiś skrawek piachu, który był pozbawiony muszelek czy kamyków, a następnie klapnął na nim po turecku. - Siadaj, wilka nie dostaniesz - bo dostrzegł lekki zawahanie na jego twarzy. Piach może i był wilgotny, ale z cukru nie byli. Z resztą... Mieszko to akurat średnio dbał o swoją zewnętrzną aparycję. Nierzadko miał na sobie coś brudnego, ale też nie uważał, że musiał się komuś konkretnemu podobać. Wyciągnął z kieszeni małą papierośnicę, a z niej skręta, który czekał na odpalenie. To też więc uczynił i zaciągnął się mocno dwa razy, aby wypuścić z siebie obfity obłok dymu. Uśmiechnął się pod nosem i wręczył mu skuna. - Nic Ci nie będzie... chyba. Zioło lecznicze jest - no bo nie dało się ukryć, że stosowano je czasami w przypadku niektórych chorych. Nadal nie wiedział co ze Śliwką było nie tak, ale też nadal nie pytał wprost. |
|
|
| |