Kto jak kto, ale w kwestii samotności Jaga była ekspertem. Czasem doskwierała jej niczym bliżej nieokreślony ból przemieszczający się pomiędzy klatką piersiową, drogami oddechowymi, aż wreszcie ogarniał całe ciało, nie pozwalając nawet wyjść z łóżka. A czasem ignorowała ten stan, udając przed sobą i przed innymi, że wcale nie jest tak źle! Zwłaszcza że od kiedy zaczęła pracę w lokalnym punkcie informacyjnym, miała wreszcie po co wstawać. W sezonie zajmowała swoje myśli pracą i zielarstwem, ale teraz zimą, gdy oprócz okazjonalnego podlania bukszpanów, na działce nie było nic do robienia, w zasadzie pozostała jej tylko praca i robienie ziółek na zamówienie. Tego ostatecznie mało nie było, ale nie było to też zajęcie specjalnie męczące, czy wymagające myślenia. Włączała sobie wtedy kryminalnego audiobooka i szykowała ziołowe mieszanki.
Ale wczoraj wydała ostatnią paczuszkę, do następnego odcinka Kryminatorium zostało kilka dni, a więc musiała skupić się na pracy. Wyszła do niej wcześniej, bo PKS jeżdżący od niej spod domu zatrzymywał się kawałek dalej i trzeba było nieco podejść. Ale Jaga kochała taką pogodę jak dziś. Mgła snuła się między łysymi drzewami, liżąc ją w sposób tak pierwotny, jakby właśnie dokonywała najbardziej cielesnego aktu obmycia. Było w tym również coś złowrogiego — ciekawe jak to wyglądało kiedyś, gdy przez ciemną, mleczną poświatę nie przebijało się żółte światło latarni. Gdy wszystko wokół pogrążało się w szaro-białej toni, a szum drzew mieszał się z szumem morza.
Też miała słuchawki, ale tylko jedna z nich wsunięta była w ucho. Mroczne i klimatyczne dźwięki Percivala i Żywiołaka idealnie pasowały do takiego poranka.
Do rozpoczęcia pracy miała grubo ponad pół godziny, więc nie musiała się spieszyć. Wciągała przesiąknięte jodem powietrze — zawsze dziwiła się turystom, którzy zupełnie nieświadomie omijali zimowe miesiące nad morzem, podczas gdy to właśnie one najbardziej obfitowały w ilość jodu w powietrzu.
Ale może to i lepiej. Spokój i cisza… no z tym ostatnim to prawie. Wędrowała właśnie myślami po bezkresnych, pradawnych borach, gdy usłyszała czyjś głos. Powitanie jednak było o tyle nietypowe, że przez chwilę pomyślała, że to jednak nie mgła, a jakieś opary, co to wywołują u ludzi halucynacje.
Ale mężczyzna wydawał się jak najbardziej normalny, z krwi i kości i na dodatek z jakiegoś powodu przywołał cytat z Gry o Tron.
Potrzebowała kilku chwil, by zrozumieć, z jakiego to może być powodu. Rzeczywiście jej włosy i czerwony
płaszczyk mogły przywodzić na myśl czerwoną kapłankę z serii powieści. W zasadzie to było nawet miłe — a przynajmniej milsze od zwyczajowych skojarzeń z marchewką.
Uśmiechnęła się do nieznajomego i skłoniła głową.
- A dzień jasny, piękny i pełen nadziei. - W zasadzie, to niezbyt często spotykała fanów literatury wśród innych mieszkańców. Może za mało ich znała, może oni nie dali jej siebie poznać, ale Jaga aż przystanęła. Pytań do zadania miała tysiąc, ale nie wiedziała, od czego zacząć, więc się zmieszała. A jak się już zmieszała, to cholera jasna plotła głupoty.
- Yyy… ten… też tutaj bywasz? - Brawo Jaga, mistrzyni ciągnięcia konwersacji. Przecież stoi przed tobą. -
W sensie… Niezbyt często widzę fanów Gry o Tron. - No tak, bo na ogół widać ich na pierwszy rzut oka. -
Lepiej by było, jakbym została milczącą siostrą… - Stwierdziła, kolejny raz nawiązując do serialu.