- 3 -
Niewątpliwy był to fakt, że ja, Dominik Leszner, od jakiegoś czasu ewidentnie byłem, jak to się teraz mówi,
na fali. W sensie, na fali w rozmowach z osobami trzecimi, po prostu dobre flow miałem, bo naprawdę spoko się z każdym dogadywałem, dzięki czemu udało mi się nawet odnowić kontakt z byłą dziewczyną, która już jakiś czas temu (chyba z pół roku, ziom) powiedziała mi
bye bye, nie pozostawiając w sumie żadnych nadziei na to, że zaraz jej się odwidzi i będziemy mogli do siebie wrócić, więc to był nie lada wyczyn. Przez pewien czas rzeczywiście myślałem, że tak będzie, bo przecież dobrze było nam razem, tak? Ona była piękna, ja bardzo cierpliwy (
if you know what I mean) i przede wszystkim dobrze się dogadywaliśmy, mimo, że początkowo nawet nie wróżono nam najlepiej ze względu na poziom aspiracji (wiadomo, kto miał ambitniejsze) i odmienne zainteresowania, no ale koniec końców te przypuszczenia się potwierdziły, bo Szawuła postanowiła zakończyć ze mną
współpracę, odcinając się grubą krechą, która wymazana została dopiero na Studniówce. I nic nie wskazywało na to, że raz jeszcze ma się między nami jakaś niewidzialna granica pojawić, odkąd całkiem sporo po szkole gadaliśmy. I w sumie, to początkowo tylko na rozmowach się kończyło. Wiadomo, żadnego tam ckliwego wspominania starych czasów, które ja sam sobie nie raz fundowałem, przeglądając nasze wspólne zdjęcia, ale bieżące sprawy, śmieszki i memy to była nasza specjalność, tak? Aż do dziś, kiedy niespodziewanie napisała, co robię i gdzie jestem, bo w sumie... to by wpadła. Aha. I wszystko byłoby fantastycznie, gdyby nie to, że była już u mnie Sara, z którą uczyłem się do matury i ostatnią rzeczą, której chciałem, było odesłanie jej do domu (choć ten dekolt to mogła sobie odpuścić, bo średnio na liczbach mogłem się skupić), natomiast w międzyczasie okazało się, że jednak musi wracać, także... No cóż, witaj, Polu!
Modliłem się tylko, żeby dziewczyny nie spotkały się w drzwiach, bo wyglądałoby to co najmniej dziwnie, ale, na szczęście, nim Szawuła dotarła na Morską, Opała była już pewnie dawno u siebie. -
Cześć, Pola - uśmiechnąłem się, wpuszczając ją do środka, kiedy usłyszałem dzwonek, po czym zamknąłem za dziewczyną drzwi, czekając aż ściągnie buty. -
Chodź, wejdź. Mówiłaś, że głodna jesteś - popędziłem ją ruchem dłoni w kierunku kuchni, choć drogę znała przecież doskonale -
szczerze, to nie wiem, co mam w lodówce, ale zaraz obczaimy - zaśmiałem się pod nosem, ją usadzając pewnie przy stole, a sam buszując w poszukiwaniu jedzenia. -
Co słychać? Nudziłaś się w domu czy zjada cię stres przed maturą i chciałaś odreagować? - spytałem luźno, patrząc na nią zza drzwiczek lodówki, a zaraz potem zagląająć w jej głąb. -
Maaaaaam... spaghetti z wczoraj z obiadu. Jakaś zupa. Ale w sumie to ja nie wiem, co to za zupa - zajrzałem do garnka, ale ciężko mi było określić, na serio, bo każda smakowała dla mnie tak samo. -
Albo mogę ci też zrobić jakieś kanapki. Jak wolisz - uwiesiłem się na drzwiczkach lodówki, patrząc na dziewczynę wyczekująco, przez co możliwe, że przypatrzyłem się może aż za bardzo. Heh. -
Ładnie ci w takich włosach - skomentowałem bez namysłu, uśmiechając się półgębkiem, bo w sumie... czemu miałem jej tego nie powiedzieć, skoro nadal mieliśmy sporo relacje i ten komplement nie miał drugiego dna, co? No właśnie.