1.
outfit

Wczoraj wrócił do domu dość późno, jeszcze miał trochę rzeczy do ogarnięcia na lekcje. No ale wiadomo, strzelił sobie monsterka i wszystko wróciło do normy. Rano mama uświadomiła Józkowi, że dziś ma imieniny i zjawi się reszta rodzinki. Teraz znowu się zacznie "W TYM DOMU NIKT MI NIE POMAGA", a jak ktoś wejdzie do kuchni to "SIO MI STĄD Z TYMI BRUDNYMI ŁAPSKAMI". I jak tu szanownej pani mamie dogodzić? Zaszył się u siebie w pokoju, opadł na łóżko i zaczął przeglądać różne filmiki na necie. Aż dziwne, że bracia jeszcze się nie zlecieli. Pewnie będą mu męczyć bułę z kim idzie na studniówkę, przecież to już niedługo. Co poradzi na to, że nieśmiały z niego chłopak? Za każdym razem przy rozmowie z dziewczynami zdarzała mu się jakaś wpadka, Józek nie jest typem macho. Dlatego nie raz Czarek i Krystek mu pomagali, albo najzwyczajniej w świecie się zamieniali. Teraz musi sobie sam poradzić, bo Krystian oświadczył, że dopiero co włosy tlenił i nie ma zamiaru w najbliższym czasie się farbować.
Przysnęło mu się w końcu z komórą w łapie, a obudziło go wołanie mamy. W końcu musi ruszyć tyłek i pomóc przygotowywać imprezę dla gości. Stary jak zwykle siedział w garażu, gdzie nagrywa swoje tutoriale pod tytułem "jak zrobić sobie tosta z serem bez używania opiekacza".

@Olgierd Kiepski , @Lodzia Kiepska* , @Tymon Martyniuk , @Dagmara Wróblewska* , @Cezary Kiepski , @Krystek Kiepski

Dresik ofc i tleniona grzywa

Ledwie przysnął sobie na jakieś trzy czy może cztery godzinki (bo wiadomo - Krystek to wszystko po nocy sobie załatwiał, czy to lekcje, czy zapraszanie Tośki na studniówkę, czy co tam mu do tego tlenionego łba strzeliło, więc spać chodził nad ranem), a tu matka wparowała mu do pokoju i zaczęła coś gadać o jakimś rodzinnym spędzie i imieninach Józka. Chcąc czy nie, zwlekł w końcu swój tyłek z łóżka, otworzył sobie energetyka i ogarnął się trochę, co by jakoś wyglądać na tych imieninach. Żeby uniknąć pretensji ze strony mamuśki, to nawet na ochotnika zgłosił się jechać do sklepu po zakupy, żeby tylko nie być w domu, gdy zacznie się litania pod tytułem "Tyle was jest, a do pomocy nie ma nikogo".
Wrócił na chatę po jakimś czasie, na swoim niezmordowanym czerwonym rowerze, obładowany torbami jak jakiś wielbłąd. Dotaszczył to wszystko do kuchni, skąd jednak szybko się zmył, dostając jeszcze na odchodne od matki ścierą przez plecy za zwinięcie jej z talerza dewolaja czy innego kotleta. Zwiewając trafił na Józka.
- No stary. Szczęścia, zdrowia, pomarańczy, niech ci kobieta nago tańczy - winszował w uśmiechem. Z kieszeni wyjął też kupioną w drogerii wodę po goleniu, czy coś równie egzotycznego, i wręczył bratu w ramach prezentu. - Z kim idziesz na studniówkę? - zapytał chwilę potem. Bo wiedział, że nie bez powodu Józek zagadywał ostatnio o zamianę miejscami. Coś było na rzeczy.

styl przez wielkie S

Gdyby nie to, że jego małżonka truła mu od rana dupę, że dzisiaj jeden z synów ma imieniny to Olo w życiu by o tym nie pamiętał. Ledwo pamiętał, który z nich jest który, a co dopiero o imieninach. Jakby się znał na telefonach to by sobie ustawił przypomnienia, ale na telefonach się nie znał, więc tego nie uczynił.
Kiedy Lodzia siedziała w kuchni to Olgierd siedział w garażu nagrywając tutoriale. Tym razem padło na robienia bonga z warzyw i owoców, żeby żyć nieco zdrowiej. Przez to całe nagrywanie zjarał się jak dzika mangusta podczas walki z wężem. (Tutaj wstawić gag w stylu gagów sytuacyjnych z Family Guy)
Jak tylko wyszedł z garażu trafił na dwójkę z trojaczków. Spojrzał najpierw na jednego, potem na drugiego z wyraźnym zafrasowaniem.
-Mam dla Was bojowe zadanie - obwieścił wpatrując się w nich zjaranymi oczkami -Józek ma imieniny. Przeszedłbym się do sklepu, ale jestem na haju. To idźcie mu kupcie ode mnie winko albo co - podrapał się po głowie i zatoczył próbując wyciągnąć kasę z kieszeni.

Czarek wstał rano i się gdzieś zmył w celu uniknięcia mniej lub bardziej problematycznych sytuacji, bo jakoś tak nie czuł się ani na pomaganie w kuchni przy gotowaniu, ani tym bardziej na słuchanie, że nikt w tym domu nie pomaga. A tak serio to mu się rano przypomniało, że nie miał nic dla Józka, więc musiał najpierw coś wymyślić, a potem wcielić ten pomysł w życie i zakupić, a może nawet zapakować czy chociaż wrzucić do jakiejś fancy kolorowej torby, w której kiedyś on coś dostał i teraz leży pod łóżkiem, czekając na okazję, która właśnie nadeszła. Tak, to brzmiało jak dobry plan. Krążył chwilę po Selkiewie, wchodząc do różnych większych i mniejszych sklepików, ale nie znalazł nic godnego jego brata, więc postawił na prostotę i kupił mu pół litra, to się razem będą mogli napić, to mu jakiś wymyślny toast wzniesie, a co. Może nawet rymowany, jeśli dobrze pójdzie.
Skoro już zakupił prezent, to wrócił do domu, gdzie z kuchni wydobywały się nie tylko przeróżne zapachy, ale także pewnie jakieś słowa matki. Postarał się szybko przemknąć przez korytarz, aż trafił na resztę domowników. Spojrzał na ojca, braci i znowu na ojca, który wyglądał dość wesoło i jednocześnie średnio stabilnie, więc go przytrzymał za ramię, gdy tak się zataczał.
- Józek! Wszystkiego najlepszego! Na zdrowie! - powiedział, wręczając mu torebkę, którą jednak zakupił. Co prawda one są chyba do wina, a nie do wódki, ale oj tam, nikt tego nie sprawdzał, to trzeba korzystać, póki można.