nazwano ją zosia samosia
Największym marzeniem Zośki było posiadanie wielu książek. Tak wielu, że zajęłyby wszystkie szafki i półki w jej pokoju, przysłoniły parapet i tworzyły ciągnące się aż po sufit wieżyczki, między którymi musiałaby przemykać z gracją i uwagą, aby żadnej z ukochanych książek nie uszkodzić.
Czasem, kiedy zamykała oczy i chowała głowę pod poduszką, żeby odgrodzić się od dobiegających z kuchni krzyków i przekleństw, wyobrażała sobie zapach i teksturę świeżo drukowanych stron. Czuła pod palcami twardość papieru, rozszerzała nozdrza w nadziei, że jeśli skupi się wystarczająco mocno, pokój zacznie pachnąć jak nowa książka.
Nie zależało jej na treści czytanych historii: najważniejszy był sam akt
ucieczki do innego świata. Do takiego, w którym nie było pijanego ojca, płaczu matki i brata, który uderzał w ścianę tak mocno, że z sufitu wielkimi płatami odrywał się białawy tynk. Do takiego, w którym wszystko byłoby
dobrze i spokojnie: Zosia mogłaby się odezwać i zostałaby wysłuchana; mogłaby o coś poprosić i w końcu to otrzymać; mogłaby się czuć bezpiecznie, zamiast mościć się pod łóżkiem ze starym, wygniecionym misiem jako jedynym kompanem.
Alicja w Krainie Czarów, której nauczyła się prawie na pamięć (bo żadna inna lektura szkolna tak jej nie poruszyła), stała się największym skarbem Stachery. Trzymała książkę na samym dnie plecaka, pod wypełnionym świecówkami piórnikiem i podręcznikami — z trochę porysowanymi i z uszkodzonymi kartkami — ze wszystkich sił starając się, by ojciec nigdy jej nie znalazł.
bo wszystko „sama! sama! sama!”
ważna mi dama!
Jak przez mgłę pamięta dzień, w którym przestała być Zofią Stacherą, a zaczęła się czuć po prostu Zosią. Wyparła ze wspomnień obraz leżącej na mokrym — lepkim — dywanie matki (
czy to jeszcze matka, jeśli nawet wypowiedziane cicho „mamo” jej nie budzi?), na ojca nawet nie spojrzała. Z niemałym, przepełnionym żalem i wyrzutami sumienia sentymentem wspomina smak zielonej herbaty, którą zaoferowano jej na komisariacie. Sala, w której była przesłuchiwana, pachniała jak mięta i płyn dezynfekujące, a dłonie pani psycholog miały teksturę kartek zbyt często wertowanej książki.
Dopiero obecność brata ją uspokoiła. Ezechiel jeszcze nigdy nie był tak opanowany i zrelaksowany jak wtedy. Dopiero następnego dnia te same uczucia spłynęły na Zosię: kiedy wreszcie uświadomiła sobie, że pewien rozdział jej życia się skończył. A zakończenie zawsze musi być szczęśliwe.
wszystko sama lepiej wie,
wszystko sama robić chce
Maturę zdała zadowalająco. Matematyka zawsze była dla Zosi czarną magią, za to z językami radziła sobie świetnie. Z braku laku i planów na przyszłość wybrała rozszerzenia z polskiego i angielskiego, oba zaliczając na prawie osiemdziesiąt procent. Na tym, niestety, skończyły jej się pomysły. Nie wiedziała,
jak być dorosłym,
jak przestać być dzieciakiem, ani, co ważniejsze,
jak żyć na własną rękę.
Na szczęście: nie musi tego wiedzieć. Ezechiel zawsze jest obok. W najlepszych chwilach, kiedy buzię Zosi rozświetla promienny uśmiech i w chwilach cięższych, kiedy ogromne, sarnie i bardzo ufne oczy wilgotnieją, wypuszczając spod powiek wodospady łez.
Kocha brata całym sercem. Tylko on był w stanie utrzymać ją przy zdrowych zmysłach i skłonić, by wreszcie zawalczyła o siebie. Dzięki niemu Zośka wie, że ma głos, którego nie tylko
powinna używać, ale i
musi głośno mówić o tym, co myśli.
* * * * * * * *
a. Do Selkiewa przyjechała w maju 2019 roku, od razu po napisaniu matury. Przeprowadzka była pomysłem jej starszego brata, ale Zośka zareagowała tak entuzjastycznie, że niewykluczone, iż trochę to wszystko pospieszała.
b. Jest ogromną fanką truskawek ze śmietaną i cukrem. W dzieciństwie nie miała okazji ich próbować i dopiero tutaj, w zeszłe wakacje, udało jej się pochłonąć całą, dwulitrową michę deseru. Resztę dnia spędziła na kanapie z okropnym bólem brzucha.
c. Ezechiel jest tatuażystą (w dodatku bardzo zdolnym!), ale Zośka tak panicznie boi się igieł, że pomimo kilkukrotnych prób — nie udało się zrobić na jej skórze nawet jednej, czarnej kropki.
d. Jeszcze nigdy nie była zakochana. Przyłapywała się na tym, że z uwielbieniem obserwowała Anię — koleżankę z licealnej ławki, której włosy pachniały jak wiosenna łąka, ale nigdy nie poczuła niczego więcej.
e. Bardzo długo nie mówiła. Prowadziła za to wiele rozmów w głowie, nie tylko z sobą samą, ale i bohaterami literackimi, o których czytała w ulubionych książkach. Dopiero brat otworzył ją na tyle, że ośmiela się otworzyć buzię. Wciąż mówi cicho i nikt nigdy nie słyszał, żeby Zośka krzyczała, ale kto wie, jak bardzo zmieni ją Selkiewo?